No i tak, nastąpił powrót do
rzeczywistości. Dzieci znowu w domu. Zatem naszły mnie pewne refleksje.
Czy braliście pod lupę całość
jakiegoś zagadnienia czy tylko spoglądaliście na jego część? Ja na przykład, gdy
chciałam mieć dzieci widziałam tylko słodkie maleństwa z nieschodzonymi
stópkami.
A wy też tak to widzieliście, czy może ogarnialiście całość tematu, mianowicie:
- ciąża,
- poród,
- nieprzespane noce,
- bolący biust i poobgryzane sutki,
- chęć mordu własnych dzieci, a
potem związane z tym wyrzutu sumienia lub ich brak i znowu wyrzuty sumienia, że
nie mamy wyrzutów sumienia,
- miliony smoczków i butelek w
ciągłym obrocie,
- kolki w dzień, kolki w nocy,
- tysiące wydane na pampersy,
- pranie i prasowanie niezliczonych
ilości śpioszków,
- kremy na odparzenie i żele na
dziąsła gdy zęby zaczęły wychodzić,
- seks na śpiąco pod hasłem: obsłuż
się sam,
- posiadanie pseudo małżeństwa w
sobotę i niedzielę na spacerze (oczywiście wybierając takie miejsce gdzie, twoje
dziecię zajmie się choć na chwilę sobą i da Ci wolne),
- te same rozmowy z innymi mamami na
placu zabaw o kupkach, przespanych lub nie nocach (choć wtedy to był świetnie
spędzony czas),
- osiąganie kolejnych stopni w akrobatyce (zadziwiająca umiejętność zaangażowania do pracy każdej kończyny), biegu na setkę (gdy twoje szczęście jadąc na rowerze w stronę ulicy zapomniało co to hamulec) oraz dźwiganiu ciężarów i oczywiście rzutu kulą (tego nie potrzebuję tłumaczyć),
- wyeliminowania ze swojego życia wydawałoby się rzeczy ważnych takich jak: jedzenie, spanie, makijaż, dopasowane ubranie, fryzura, czy mycie zębów (wiele razy tak pędziłam na spacer),
- wybór żłobka i rozterki towarzyszące
pt. „ale ze mnie wyrodna matka”,
- wybór przedszkola i te same rozterki,
- niezliczone Kinder bale,
- odpowiadanie na miliony pytań,
- robienie za szofera wożąc
dziatwę na język obcy, pianino, gitarę, skrzypce, plastykę, gimnastykę, taniec
taki i siaki, karate, piłkę taką lub owaką, basen,
- wybór szkoły, robienie za
szofera (tutaj zmianie ulegają tylko zajęcia),
- objęcie kolejnych etatów takich
jak nauczyciel, psycholog, lekarz,
- bycie zarówno najlepszą i
najbardziej znienawidzoną osobą w oczach swoich nastoletnich dzieci (w
zależności od potrzeb),
- powieleniu wielu błędów
wychowawczych, a następnie uświadomienie
sobie tego i heroiczna zmiana stanowiska (czasami ta zmiana trwa bardzo długo),
- oraz wzięcie odpowiedzialności
za to co przekazujemy i poniesienie konsekwencji.
Uff, sporo tego, a w tym wcieleniu
mam dopiero 14 lat doświadczenia.
Serio, braliście to wszystko pod
uwagę, bo ja nie. Okazuje się, że bycie rodzicem to naprawdę niezłe wyzwanie. Powiedziałabym
nawet, że to bohaterstwo. Wychować, utrzymać i nie zwariować.
Zatem
chciałam podziękować i pogratulować wszystkim tym, którzy rodzicami
kiedykolwiek byli i być zamierzają.
Oczywiście Dzięki Wielkie kieruje do
moich rodziców i dziadków, którzy dali radę.
Dzięki Wielkie za czytanie.