Jeżeli masz jakiś kłopot, to wyobraź sobie jego najgorszy scenariusz. Tak odpowiedziałam na pytanie, no dobrze padła riposta, lecz jeżeli sobie to wyobrażę, to czy nie przyciągnę do siebie tej sytuacji?
No to zastanówmy się: jak długo i często myślisz o swoim kłopocie? Praktycznie non stop, prawda? Opracowujesz różne jego wersje za każdym razem przerażając się na nowo ale tak, by nie przerazić się na maxa i tu zgodzę się, że ów scenariusz zrealizuje się z pewnością.
Paradoksalnie
gdy raz, a porządnie wyobrazisz sobie najbardziej przerażający Cię
scenariusz okaże się, że nie jest to aż tak strasznie jak w twoich
wizjach i co ważniejsze przestaniesz o nim myśleć, a to znaczy, że
przestaniesz pchać w tamtym kierunku energię, więc szansa na realizację
spadnie do zera! I wówczas - to jest najlepsze - możesz skupić się już
tylko na rozwiązaniu!
Zauważ, że w swoich strasznych wyobrażeniach nigdy nie sięgasz dna, tylko tak sobie dawkujesz strach, że jesteś jak na podtrzymaniu, jak maszyna na stand by.
To dosyć dziwne wiem, ale ten strach jest nawet ekscytujący, a na pewno tak nęcący, że trudno się z niego wyrwać. To tak, jak by być w nałogu, więc to co należy zrobić to:
po pierwsze, zauważ proces, który się odbywa, nie ważne czego trudność dotyczy, po drugie, wyobraź sobie najgorszy scenariusz i obserwuj swoje zdziwienie, może nawet zarejestrujesz wzruszenie ramion, może nawet ci się wyrwie eeee tam, a po trzecie, użyj swojego potencjału i szybciutko wychodź z labiryntu biegnąc w kierunku rozwiązania :)
Dzięki wielkie za czytanie