Jak przyjechałam z nimi do domu, mój mąż zagroził przeróżnymi sankcjami, które zrealizuje w momencie opuszczenia przez nie terrarium i wydostania się na działkę, a w zależności od ilości ewentualnych uciekinierów dobierze ciężar kary.
Taaak, nie ma to jak .....hm, nawet nie mam pojęcia jak to nazwać.
Gdy trzymałam do tej pory w rękach jakieś zwierzątko, które nagle postanowiło mnie chwycić ząbkami, to ja podskakiwałam jak oparzona, a ono lądowało na ziemi.
Całkiem nieświadomie zresztą, właśnie w ten sposób oduczyłam chomika gryźć. Bowiem trzy razy pod rząd wylądował w piaskownicy wypuszczony z moich jeszcze wtedy dziecięcych rąk. Miał farta, bo mając parę lat nie byłam wysoka, zatem lot trwał krótko.
Grunt, że jak go czwarty raz podniosłam (oczywiście nie miałam ochoty go już w ogóle dotykać) to wstrząsy najwidoczniej przemówiły do niego i już mnie nigdy więcej nie ugryzł.
Ich głowa wygląda jak hełm Iron Mena. Chodzi mi o tego czerwonego blaszaka, którego gra Robert Downey Jr, i który ma w klatce piersiowej taki święcący krążek.
Się okazuje, ze świat zwierzęcy wielokrotnie służył jako wzór do wielu horrorów, science fiction, fantasy i najnowszych creepy opowieści.
Miałam kiedyś na przechowaniu kameleona i jedyna ciekawa rzecz z nim związana jaką pamiętam, to wtedy kiedy jadł.
Szarańcze cały czas coś robią. A to jedzą, a to łażą w te i wewte, a to skaczą, a to fruwają, a to kopulują.
Co do kopulacji to samica ma przesrane. Samiec włazi na nią i siedzi cały czas, a ona tyra z nim na barach.
Samica broni się jak może, ale samiec jest tak do niej skubany przyssany, że nawet jak się kobita do góry nogami obróci to on się trzyma i ani drgnie.
Szczęście w tym, że samiec jest mniejszy od samiczki. Co niczego i tak nie zmienia, bo czy wyobrażacie sobie dźwiganie swojego nawet drobniejszego faceta, HA, HA HA bo ja nie.
Spryciarz zmienia partnerki co najmniej dwa razy dziennie. Nie wiem po co w ogóle ma nogi jak cały czas rikszą jeździ.
Natomiast, kiedy wrzuciłam im garść trawy i jabłuszko - przyszło zrozumienie. Obserwacja szarańczy podczas jedzenia jest nawet ciekawsza od łapania koników polnych przez kameleona.
To naprawdę jest moment, kiedy po trawie zostaje wspomnienie. A dodatkowo mają liczebną przewagę.
Że biedronki należą do chrząszczy i mają aparat gębowy gryzący!, którym niejednokrotnie mnie ugryzły, i że miałam rację (a nikt mi nie wierzył), gdy mówiłam, że mnie skubana biedrona dziabnęła.
Po szóste, jak zdychają to kładą się po prostu na boku i przestają się ruszać. Nie mają systemu nerwowego więc przebiega ten proces ze spokojem i godnością.
W związku z tym, wyjęłam leżącą na boku samicę z terrarium (już wiem że mam 1 samca i siedem samic to znaczy sześć) i chciałam ją wyrzucić, ale przez to, że wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam co ona robi (czy zdechła, czy śpi, czy może składa jaja) natychmiast po zostawieniu jej na trawie zabrałam ją stamtąd i położyłam ją na palenku w wygaszonym kominku, który teoretycznie jest zamkniętym pomieszczeniem.
Jak wróciłam do domu to skubanej nie było więc spanikowałam, że kominem wyszła, i że wieś mnie na taczkach wywiezie za plagę, którą na nich sprowadziłam. Ale akcja poszukiwawcza została zakończona sukcesem i znalazłam truchełko, które po prostu spadło na palenisko, ino z tyłu.
Powiem Wam, że na maturze próbnej z polskiego dostałam pałę, chyba nawet jako jedyna. Na maturze regularnej tróję, a moje wypracowanie zajęło niecałą jedną stronę A4.
Jak by mi ktoś wtedy powiedział, że kiedyś napiszę na około 700 wyrazów opowiadanie o szarańczach, to bym mu ..., to ja bym mu...., to ja bym mu po prostu nie uwierzyła.
Dzięki Wielkie za przeczytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz