Nie ważne jaki jest problem, ważne, że jest!
I to już jest pułapka, z której bez narzędzi i coraz większego zrozumienia, nie masz szans się wydostać.
Utknąłeś w materii na dobre.
Materią jest wszystko co cię otacza, łącznie z tobą i twoimi myślami, nieustannie kręcącymi film na jakiś temat.
Domu, pracy, pieniędzy, kariery, małżeństwa, partii, strachu, choroby, smutku, zazdrości, cierpienia itd.
Im większy dramat w twoim umyśle, tym głębiej zanurzony w nim jesteś i jednocześnie wydaje Ci się, że więcej coś znaczysz.
Masz o czym prowadzić swój dialog/monolog wewnętrzny, masz o czym rozmawiać z innymi, masz czym zafascynować rozmówcę, wprowadzić w osłupienie, w podziw dla twojego bohaterstwa w tak trudnej sytuacji.
Utknąłeś w materii na dobre.
Jesteś od niej uzależniony i wcale z niej zrezygnować nie chcesz, bo jesteś przekonany, że wówczas ważność swoją stracisz.
Z doświadczenia wiem, jak trudne jest uwalnianie się, kiedy krzyczysz, że masz dość ale nie zasługujesz ego gada, nie wypada, czemu znowu ja mam zrobić pierwszy krok? Tak po prostu, być szczęśliwym? - przecież to za proste jest, to nie może się udać, przecież trzeba się narobić, odrobić w polu, muszę być lepszą wersją samego siebie, lepiej urodzonym, muszę cierpieć, cierpienie uszlachetnia, hartuje, nadaje sens, kim będę jak wszystko będzie cudownie?, póki mam wyrzuty sumienia, to znaczy, że serce mam, kim będę bez poczucia winy? robotem bez serca?....
Istotne jest to, że sam pana wybrałeś i sam zmienić go możesz lub z niego po prostu zrezygnować. Trzeba tylko wiedzieć jak.
Na początek zauważ czemu energię oddajesz, potem uświadom sobie czego potrzebujesz, a następnie skup się na tym właśnie, czego pragniesz, oczywiście o 7 dniach pamiętając, przecież tak tworzy się nawyk, a może świat... hmm, sama już nie ogarniam...
Tak tak, wiem, ego gada, co? Serio? No nieee, to zbyt proste!
Dzięki wielkie za czytanie.