SZCZĘŚCIE ZDROWIE I BOGACTWO

  • home

Tak się złożyło, że dzisiaj środa, więc czas na bloga, a jednocześnie jest to dzień moich urodzin. Zatem zapraszam na opowieść o tym jak przeżyłam podwójne urodziny wzbogacone oczywiście heroiczną postawą "matki polki".

W zeszły czwartek moje córki wyjeżdżały na kolonie nad jezioro Białe, mniej więcej w okolice granic z Ukrainą i Białorusią. Start autokaru był z Warszawy. Popatrzyłam na mapę i okazało się, że do stolicy jak zwykle jest 300 km, a do Okuninki (tak nazywa się ta miejscowość) 390 km. Pomyślałam sobie, że różnica 100 km to nie dużo, autokar z Warszawy będzie jechał około 5 godzin, to ja również za 5 godzin będę na miejscu, a oszczędzę im przynajmniej 3 godzin na dojazd do Warszawy.

Dokonałam (tak mi się wydawało) stosownych przemyśleń, czy aby na pewno to dobry pomysł. Wsparta pozytywnymi wspomnieniami odbywanych drzewiej delegacji do Lublina czy Sandomierza stwierdziłam: Jadę!

Ponieważ jazda z nawigacją w moim przypadku nie ma sensu (bo przecież i tak wiem lepiej), popatrzyłam na mapę, zapamiętałam kluczowe kierunki i luz. Natomiast mój perfekcyjny mąż - klasyczny mężczyzna – prędzej mapę po chińsku nauczy się czytać niż o drogę zapyta, przygotował mi wytyczne. Wydrukował mi z googla „nawigacyjny plan” z serii za stawami 400 m skręć w prawo... Cudo po prostu. Chciał pomóc.

Wyruszyłyśmy w samo południe, Jagoda jako mój pilot z czterema wydrukowanymi kartkami. Trasa przebiegała całkiem sprawnie do momentu, kiedy w Mielcu ustawiłam się do skrętu w lewo na Tarnobrzeg, a Jagoda poinformowała mnie, że na kartce jest instrukcja, by skręcić w prawo na Rzeszów. Szlak, pamiętam mapę, miałam jechać na Tarnów, Tarnobrzeg, Sandomierz, Lublin więc jaki znowu Rzeszów??? Podałam Jagodzie pewnie ze 100 letnią mapę Polski (ulic nowych na niej nie ma, ale miasta są na swoim miejscu) i poprosiłam ją, by porównała – zanim zmieni się światło (of course) – dwie trasy: moją i tą z kartki. Okazało się, że w prawo na Rzeszów pojedziemy trochę dołem, a w lewo na Tarnobrzeg pojedziemy trochę górą. Wyjdzie prawie na to samo.

Przypomina mi się w tym momencie fragment z musicalu  „Chicago”, kiedy Lusy Liu nakrywa męża z dwiema kobietami w łóżku. Na awanturę żony mąż odpowiada: tu przecież nikogo nie ma, wierzysz w to, co widzisz czy wierzysz w to, co mówię? Zaraz po tej wypowiedzi zginął.

Zatem trochę wbrew sobie (bo pamiętałam mapę) skręciłam w prawo. Podążałyśmy dalej według kartki, kiedy w pewnym momencie, gdy miałyśmy skręcić, pojawił się na naszej drodze znak zakaz ruchu, a nad nim tabliczka:  „Droga w przebudowie. Przepraszamy za utrudnienia”. Ta informacja kosztowała nas około 40 km, czyli w tych warunkach to dodatkowa godzina. Dojechałyśmy na miejsce około 18.30. Uwolnione dzieci pobiegły radośnie do kolegów i koleżanek, a ja po godzinnej przerwie odpaliłam автомобиль i ruszyłam do domu. 

Przyjechałam do domu o godzinie 1 w nocy. Wchodząc do łóżka poinformowałam mojego męża, że gdybym była człowiekiem to mogłabym w 6 godzin zawożąc dziewczyny do Warszawy załatwić cały temat, ale jestem cyborgiem, który realizując autorski program spędził 12 godzin w drodze.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Kompletnie nie kojarząc co się dzieje wyszłam z łóżka. Może to śmieciarze albo listonosz pomyślałam jednocześnie rozglądając się za szlafrokiem.  W tym momencie usłyszałam: „Hello”. Okej, to sąsiadka.

W poszukiwaniu jakiegokolwiek nakrycia skierowałam się do łazienki. Kiedy wyszłam z niej owinięta w ręcznik Ewelina stała już na piętrze z białą różą i ciastem w jednej ręce, a w drugiej z butelką nalewki własnej roboty krzycząc: Sto Lat, Sto Lat!!! Zaskoczyła mnie niesamowicie. Wzruszyłam się wielce, ucałowałam najlepszą sąsiadkę świata i zeszłyśmy na dół na kawę. 

Błądząc dalej w ręczniku po domu (bo wciąż nie wszystko konotowałam) powzięłam stanowczą decyzję o odnalezieniu szlafroka. W tym czasie Ewa (w skrócie to imię również akceptuje) widząc moje roztargnienie włączyła czajnik, by zrobić kawę. Rozmawiałyśmy przez godzinę przy kawie i moim ulubionym cieście. Co jakiś czas nachodziły mnie myśli związane z moimi urodzinami. 

Myślałam sobie: koleżanka zapraszała mnie na swoje urodziny we wtorek, a ja jej odpowiedziałam, że to fajnie, bo ja mam swoje urodziny w środę. Więc zapytałam: Ewuś, a dzisiaj jest środa? Nie, piątek. Aha, pomyślałam i dalej rozmawiałyśmy. 

Potem pomyślałam: kurcze 10go wiozłam dzieci na kolonie ale ten czas leci. I znowu zapytałam: Ewuś a dzisiaj jest 16sty? Nie, 11sty. Aha, pomyślałam. 

Minęło jeszcze kilka minut zanim informacja dotarła do mózgu. Ewinko – mówię – bo wiesz ja mam urodziny 16go. Na co ona błyskawicznie odparowała: No tak się właśnie zastanawiałam, 11go czy 16go ale doszłam do wniosku, że ponieważ ja też mam 16go tylko listopada to na pewno zapamiętałabym tą zbieżność, a skoro nie pamiętałam o niej to masz urodziny dzisiaj czyli 11go. 

Uśmiałyśmy się setnie. Ustaliłyśmy, że mogę być tak codziennie budzona i rozstałyśmy się w cudownych nastrojach. Każda wróciła do swoich zajęć, Ewelina do dzieci ja do łóżka spać.

Dzisiaj to tyle o matce wariatce, która zamęczyła wszystkich, gdyż chciała zaoszczędzić dzieciom traumatycznych doznań z kolegami i koleżankami, których nie widziały rok i strasznych treści wyświetlanych w autokarze w trakcie drogi, by milej upłynęła.

Pamiętajcie jak wszystko zawodzi, kierujmy się logiką. 


Z OKAZJI MOICH URODZIN, ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM I KAŻDEMU Z OSOBNA SAMYCH SZCZĘŚLIWOŚCI I RADOŚCI, ABYŚCIE SIĘ REALIZOWALI W TYM CO KOCHACIE. 


DZIĘKI  WIELKIE ZA CZYTANIE.
4
Share
Mamo, czy chcesz zjeść zupę? Zadała mi pytanie Jagoda. Jest ostatnia porcja? A ty co zjesz? – odbiłam piłeczkę. Mamo, pytam czy chcesz zjeść zupę i odpowiedz mi jak człowiek, a nie jak matka, która patrzy przez pryzmat matczynej miłości. Hm… myślę.

Jesteśmy w sklepie robimy zakupy. Mamo zobacz jest sushi, mówiłaś ostatnio, że masz ochotę, kup sobie. Hm… myślę, no tak, mam ochotę ale sushi kosztuje tyle co para japonek to lepiej kupię Martynie drugą parę, jedzie na kolonie – przydadzą jej się.

Codziennie rano biegam około 6 km z kijami. Nordic tylko biegiem. Śmiesznie wyglądam, bo takie susy robię, ale uwielbiam to. Mam wtedy czas na rozmowy ze sobą, przemyślenia, wypocenia wielu kwestii. I tak biegnąc dumam sobie: fajnie by było gdyby osoby, które mają u mnie dług oddały mi wreszcie pieniądze. Hm… myślę. Pięknie by było. Ale może nie mają skąd wziąć? Dam jakoś radę. Ale mam mało na koncie. Ale dam radę. Ale co?? Moment, chwila, jakie dam radę? Co ja w ogóle bredzę?! Toż to moje myślenie to jakaś paranoja jest. O co chodzi?!, o co chodzi?! Po co dotyczy mnie taka sytuacja – dysząc - pytam samą siebie już całkiem głośno.

Pół kilometra dalej przyszła odpowiedź. O zasługiwanie! O to, że ja też ma prawo po prostu chcieć! Ja też mam prawo do tego, by zjeść zupę gdy mam ochotę, kupić sushi jak mam ochotę. Odebrać pieniądze i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. 

To bardzo mocny schemat, który mówi: nie jesteś godna. Daj najpierw innym, jak zasłużysz i tobie zostanie dane. Cała reszta na początku, ty na końcu. Odniesieniem może być dziecko, które zanim rozpakuje urodzinowy prezent, już musi się nim podzielić z całą resztą współimrezowiczów, bo tak wypada. Jak może się podzielić czymś, czego nie ma, czego nawet nie zdążyło polizać?!

Tak, cały czas ścieramy się ze sobą. Non stop przychodzi weryfikacja by sprawdzić, czy dalej nas dana kwestia dotyczy. Mogą to być symptomy przekazywane przez najbliższych, coraz bardziej niewygodna sytuacja w pracy lub w domu oraz finalnie, pętla zaciskająca się na szyi gdy nie zauważamy delikatnych aluzji wszechświata.

Plan działania w takich przypadkach to:
1.      zauważenie symptomów,
2.      rozpoznanie nurtującej kwestii,
3.      zrozumienie po co mnie to spotyka,
4.      wprowadzenie w życie nowego schematu,
5.      pełna wiara w proces.

Nie ma się czego wstydzić. To tylko my, a przed sobą nigdzie nie uciekniemy. Konfrontacja ze sobą to jedyny sposób, jaki znam, aby poprawić jakość swojego życia, przestać powielać absurdy oraz przestać przekazywać je dalej.

Dzięki Wielkie za czytanie.
2
Share
Dzisiaj, podczas rozmowy telefonicznej, moją uwagę przykuł pewien trend, choć trwa on już bardzo długo i sama w nim czynnie uczestniczyłam. 

Szukamy cały czas autorytetów do naśladowania. Z różnych naszych uwarunkowań wynika to, że taki schemat realizujemy, każdy na swój sposób i w swojej dziedzinie. Tymczasem kompletnie nie zauważamy jak wiele osiągnęliśmy sami.  

A przecież każdy z nas jest twórcą i jedyną osoba, która może nasz potencjał wykorzystać. To, że nie potrafimy docenić siebie i w siebie uwierzyć również z wielu naszych doświadczeń wynika. A przecież istnieje tylko jedna droga - nasza. Trzeba tyko odnaleźć siebie. Czasami "tylko" zamienia się w "aż". Bo jest to trudne, ale nie trzeba robić wszystkiego na raz.

Można etapami, np.:

- zacznijmy bardziej zwracać uwagę na siebie niż na innych (nie oceniajmy, nie zakładajmy niczego z góry),

- zrozummy po co jesteśmy jacy jesteśmy, a następnie zaakceptujmy siebie i zacznijmy siebie kochać takimi jakimi jesteśmy,

- zastanawiajmy się nad naszym zachowaniem, weźmy odpowiedzialność za siebie i swoje życie,

- zauważajmy jak reagujemy w określonych sytuacjach, a następnie zastanówmy się po co tak, ustalmy, o czym owe reakcje chcą nas zawiadomić,

- zadawajmy SOBIE pytania o wszystko, słuchajmy odpowiedzi - zawsze przychodzą (nauczmy się słuchać swojej intuicji, wewnętrznego głosu),

- ustalajmy ze sobą jakie są nasze pragnienia, znajdźmy swój czynnik twórczy, a potem realizujmy je zamiast snuć, podążajmy za swoją pasją,

- bądźmy szczerzy sami ze sobą, przestańmy rozdrapywać rany, uwolnijmy się od przeszłości, żyjmy tu i teraz, bo tylko na to mamy wpływ i tylko to kreuje naszą przyszłość, twórzmy ją jak my chcemy,

- wróćmy do siebie, pobądźmy w ciszy, pomedytujmy, przebywajmy na łonie natury, zmieńmy naszą uwagę z zewnątrz do wewnątrz.

Każdy z nas jest inny. W odkrywaniu siebie, własnej duchowości obowiązuje ta sama zasada, każdy zajmuje się takim zagadnieniem na jakie jest gotowy, nie ma tu stopni, klas, egzaminów, poziomów, trenerów czy couchów.  

W tym procesie jest tylko jeden Mistrz - jest nim każdy, kto pochyla się nad swoim rozwojem.

Dzięki Wielkie za czytanie.

2
Share
Choroba to nasz sprzymierzeniec. Pokazuje nam ona, iż pod kołderką bólu fizycznego zawsze kryje się studnia bólu mentalnego pełnego schematów, nawyków, występowania przeciw sobie, żalu, strachu słowem całego arsenału ran, którymi jesteśmy w stanie siebie potraktować.

Gotowość do pozbycia się choroby czy jakiegoś dyskomfortu to stanowczo więcej niż zażycie tabletki czy pójście na operację. To trudna droga rekonwalescencji, pracy nad sobą, która czasem zajmuje mniej,  a czasem więcej czasu. Pozwólcie, że zobrazuje Wam to moim przykładem.

Moja młodsza córka urodziła się z potężną alergią pokarmową i wziewną. Martyna serwowała różne atrakcje z zapaściami włącznie. No jednym słowem było naprawdę kolorowo. 

Chodzi jednak o to co działo się wtedy ze mną. Jeździłam z Martyną po lekarzach i szpitalach, z których nas wyrzucali, a następnie dzwonili do lekarzy by takich dzieci do nich więcej nie przysyłać, bo sobie nie radzą. I tak odbijałyśmy się, bo nikt nie wiedział, co jej jest. Trwało to trochę (około roku) zanim trafiłam na cudownego lekarza , który podjął się leczenia Martyny. 

Zrobił to jednak z dużą dozą ostrożności, gdyż stwierdził, że takich dzieci jak ona leczył tylko parę. Wszystkie te czynności wykonywałam oczywiście z drugą dwuletnią wtedy córką.  Mówię Wam, takich dwóch jak nas trzech to nie było wtedy ani jednej. 

Byłam królową cierpienia, mistrzem rozpaczy, a jednocześnie supermenem w spódnicy, spidermenem w spodniach, ba - całą ligą sprawiedliwych. Nie potrafiłam poprosić o pomoc. Wszystko robiłam sama. Odrzuciłam wszystko i wszystkich. Mojego męża w trzecim dniu po powrocie ze szpitala wyrzuciłam z urlopu do pracy i pozwoliłam mu "wrócić" po pięciu latach! Jeździł budować dom, kosić istniejącą lub nie istniejącą trawę. Odepchnęłam rodziców, teściów, dziadków. Nie było nikogo. Byłam ja i moja kołdra puchowa wypchana cierpieniem. 

Samotna matka polka z dwójką dzieci. Tak nauczyłam się skupiać uwagę i energię innych. A uwierzcie mi bez problemu pozyskiwałam słuchaczy, którzy żalili się nade mną, zapewniając mnie o tym, że z pewnością świętą zostanę.

Cóż zatem za schemat mogłam mojej córce przekazać? Odpowiem Wam słowami Martyny, która zapytana parę dni temu przeze mnie o zakończenie doświadczenia z alergią odpowiedziała: nie. Zapytałam dalej: Po co ci ona? Ponieważ ja ją lubię - padła odpowiedź. Dlaczego ją lubisz - drążyłam. Bo koleżanki nowe i stare są mną zainteresowane oraz Ty poświęcasz mi więcej czasu jak coś się dzieje. Przypominam, że Martyna ma 11 lat.

I może powiecie bzdura, dziecko nie wie co jest dla niego lepsze. Ale ja wiem o czym ona mówi i rozumiem ją całkowicie. 

Uwielbiamy, kiedy mamy powód by być nieszczęśliwymi. Szczęście odnajdujemy w cierpieniu. Wiem, bo sama wielokrotnie tego doświadczyłam. 

Wiem również, że alergia Martyny minie, kiedy będzie gotowa i zrozumie głęboko pod nią przykryty problem. Oczywiście pomogę jej w tym. 

Skąd mam tą pewność, po pierwsze coraz lepiej rozumiem proces, a po drugie jej samouzdrowienie z alergii na gluten nastąpiło w wieku 8 lat. To był czas kiedy ja zaczęłam intensywną pracę nad sobą. Medytacje, oczyszczanie itd. Martyna któregoś dnia przyszła do mnie i powiedziała: Mamo jedźmy do szpitala na prowokację, bo ja mogę już jeść gluten. 

Pomyślałam najpierw: dziecko mi zwariowało, potem: no nie znowu szpital, plastikowe krzesła do spania, ale kolejna moja myśl była już inna. Okej skoro córka dziedziczy po matce, a ja zaczęłam pewien proces to, ma to sens.... okej, jedźmy więc.

Umówiłam się do lekarza, przekazałam mu przesłanie Martyny. Wypisał powątpiewając w powodzenie akcji skierowanie i pojechałyśmy już w tak znajome miejsce. Sztab lekarzy (powiększony znacznie po ostatnich naszych wizytach) został zaangażowany w prowokacje Martyny. 
Po tygodniu wyszłyśmy tryumfalnie ze szpitala, ku zdziwieniu wszystkich.

By to uczcić pojechaliśmy wszyscy na mule. Jednak Martyna zainteresowana była czymś innym. 

Zapytała: mamo mogę? A ja odparłam: tak. I tak Martyna w wieku 8 lat zjadła pierwszą bułkę.

Kiedy tak czytam, to co napisałam wyżej to wiem, że dzisiaj na pewno lampkę wina wypiję za pracę nad sobą. 

Każdy ma swoje życie i swoje doświadczenia, które kierują go zawsze ku rozwojowi. Czasami ta droga okupiona jest wielkim cierpieniem. W wielu przypadkach oczywiście kompletnie niepotrzebnym. Ale jak to mówi pewne przysłowie "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz".

Dzięki Wielkie za czytanie.
0
Share
Informacje dopływają do nas nieustannie. Zadajemy pytanie, a odpowiedź już czeka. Idealnie pasuje tutaj cytat z Rozmów z Bogiem: "Ja przemawiam na różne sposoby... Mą odpowiedź znajdziesz w artykule już wydrukowanym. Kazaniu już ułożonym, które niebawem zostanie wygłoszone. W filmie właśnie powstającym. W piosence skomponowanej wczoraj. W słowach, które wypowie twoja ukochana. W sercu nowego przyjaciela, jakiego pozyskasz..." Wszechświat ciągle do nas gada, bo nie ma innego wyjścia. My milionami myśli na sekundę bombardujemy go non stop.

I tak, w niedzielę na spacerze zobaczyłam ten nagłówek chyba na jakimś plakacie, "od inspiracji do realizacji" . Potem kątem oka nawinął mi się inny tekst "od pestki do jabłka" - mój mąż czytał o takim tytule artykuł. A następnie poszliśmy na frytki belgijskie. I tu już mnie szlak jasny trafił.
 
To był MÓJ pomysł!!!! MÓJ!! Tak jak poczta rowerowa! Co z tego, że 18 lat temu?! Ze złości nawet ich nie zamówiłam. Spróbowałam jedną od Marcina, odburknęłam na pytanie, że sos ok i poszliśmy dalej. Ja, oczywiście narzekając. 

Plan był prosty, wyciągnęłam palec i powiedziałam: to Ty jesteś wszystkiemu winny! Mówiłam Ci, żeby je otworzyć zaraz jak wróciliśmy! - byliśmy na wycieczce objazdowej w podróży poślubnej Belgia-Holandia-Luksemburg. 

Na co padła spokojna odpowiedź: A na kogo właściwie jesteś zła? Na ciebie, bo mnie nie wspierasz w moich pomysłach! - próbowałam dalej. Na co mój mąż sodko podsumował: przecież jak coś chcesz, to nie interesuje Cię moje zdanie i tak to robisz. Szlak! Wiem! Mądrala jedna. Wiem cholera, wiem, odpowiedzialność jest po mojej stronie. 

Po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, że tylko my sami możemy wykorzystać nasz potencjał (coś takiego powiedział Zig Ziglar). 

Energia podąża za uwagą. Więc aby aktywować do działania jakiś pomysł trzeba włożyć w niego serce, emocje, a następnie działanie. Pomysł nie poparty energetycznie po prostu się nie aktywuje. Doskonale wiedziałam, że moja frustracja nic nie da. Mało tego miałam świadomość, że odrobię ją w polu. Dzisiaj jest środa i gardło  już mi zdrowieje.

Świat daje nam nieograniczone możliwości. Ale samo nam z nieba nam nie spadnie. Natura nie tyle nie lubi leniwych ludzi (choć z ich perspektywy to tak wygląda, że świat się na nich uwziął) co po prostu odpowiada na ich nic nie robienie. Wszystko jest w zasięgu naszych rąk. Każda jedna rzecz jest możliwa. 

Ten konkretny przykład dotyczył mnie, ale zobaczcie toż to cała opowieść jest. Mam pomysł, tym razem nie frytki. Choć można by go zrealizować nadal. Jest jeszcze popyt na kilka takich fast foodów. Zatem mam pomysł,  myślę o nim, jest ze mną zgodny, dostaję pierwsze symptomy (plakat, artykuł) a w końcu udany finisz (frytki). Zatem droga otwarta, działaj, realizuj się. Trzeba tylko mieć oczy i uszy otwarte. Ktoś powie przypadek. Przypadków nie ma. Każda akcja wywołuje reakcje. A już ustaliliśmy, że myśl jest energią. A energia podąża za uwagą.

Miałam i mam w swoim życiu wiele pomysłów. Wy zapewne również.  Każdy z Was ma swoją drogę. Kroczcie nią odważnie. Może każdy z Was ma swoich hamulcowych. Poproście ich o pomoc, włączcie ich do swoich planów, zamiast tak ja się lenić, a potem próbować zrzucać na nich odpowiedzialność.  Szkoda gardła.

Dzięki Wielkie za czytanie.



0
Share
Gigantyczna ilość firm otwiera się i zamyka każdego miesiąca.

Ludzie ciągle szukają sposobu na wzbogacenie się, uczestniczą w kolejnych przedsięwzięciach obiecujących zarobienie pieniędzy. Niestety skutek przeważnie jest taki sam. Schematy (czytaj przekonania), które mamy na temat tego co powinniśmy robić są dalekie od tego, co da nam spełnienie. Wyobrażacie sobie iść do pracy z radością? Przecież pracować w zgodzie ze sobą to jak płatny urlop.

W zawiązku z tym, że moja uważność wzrasta, słyszę i widzę coraz częściej ludzi, którzy znaleźli swój faktor x. Jest coraz więcej osób, które idą za głosem serca, niezależnie od tego co powiedzą inni. 

Zobaczcie na reklamy banków, które oczywiście chcą sprzedać kredyt, ale nie o to chodzi. Jak pominiecie komercję zobaczycie w tych reklamach ludzi, którzy robią super rzeczy. Znaleźli oni pomysł na siebie i realizują go. Pamiętacie ten cytat: "Rób w życiu cokolwiek nie oglądając się na innych, bylebyś mógł sobie potem w oczy spojrzeć". 

Przecież dokładnie wiemy kiedy powinniśmy przestać robić to co robimy. Nasze ciało, nasze serce, nasze wewnętrzne ja, nasza dusza głośno do nas krzyczy. 

I nie mylcie duszy z ego. Ego chce wygody, natomiast dusza rozwoju. To dzięki ego nosimy maski, zgadzamy się na rzeczy, które budzą w nas sprzeciw wewnętrzny. To dwie sprzeczne rzeczy i nigdy nie idą w parze. Konsekwencją słuchania ego jest właśnie jakaś dysfunkcja naszego organizmu. Ale o tym kiedy indziej.

Mój tata zwlekał dwa lata zanim przeszedł na emeryturę - tak się bał. Bo to jest przecież normalne, że zmiana powoduje obawy. Wytrąca nas ze strefy naszego komfortu. Zadawał sobie wiele pytań. Jak da sobie radę, czy wytrzyma w domu tyle godzin, sam i razem z mamą ( przecież widywali się tylko wieczorem po pracy i w weekendy).  A dzisiaj proszę, szczęśliwszego go nigdy nie widziałam  (Ci którzy go znają, na pewno się ze mną zgodzą). Brawo Tato!

Każdy z nas ma swój czynnik twórczy. Nosimy w sercu takie coś, co w momencie realizacji powoduje (uwaga, znowu mądrość ludowa) - że dusza śpiewa.

Nasza zasłona dymna to ego, za którą kryje się wiele twarzy. Zobaczcie na mnie zanim ośmieliłam się sama przed sobą otworzyć minęło wiele czasu. Najpierw strach przed otworzeniem bloga. Potem brak wiary w siebie. że mogę pomóc innym, którzy się pogubili, którzy szukają siebie, że mogę pomóc komuś zdjąć fizyczny ból, że mogę pomóc komuś się uzdrowić i wreszcie sama mogę zająć się uzdrawianiem. 

Niedługo po moim "ujawnieniu się", koleżanka zapytała mnie z uśmiechem na ustach: "I Ty business woman zajęłaś się czymś takim, a da się z tego żyć?". I wierzcie mi miała powody, by zadać takie pytanie. Ci którzy mnie znają wiedzą jak funkcjonowałam. Ciągle w biegu (minimum 100km dziennie po Krakowie, hm - teraz myślę, że mogłam jako taksówkarz dorabiać), wiecznie z telefonem przy uchu (a miałam ich aż CZTERY !!! - statystycznie rzecz rachując, zawsze któryś musiał dzwonić ).  

Bywały tygodnie, że do czwartku znałam 100 nowych osób. Brand new people!  I to nie to, że byłam na konferencji, tylko z każdą z nowo poznanych osób, uścisnęłam dłoń, rozmawiałam, a z wieloma się jeszcze nie raz się spotkałam. Pamiętam jak się wówczas dziwiłam, że włosy przestały mi się nagle kręcić, ha - dobrze, że je w ogóle miałam. Dzisiaj po prostu aż trudno mi to sobie wyobrazić.

Dotarcie do siebie i zajęło mi 37 lat  przeróżnych doświadczeń. I uwaga: na tym nie koniec. Dzisiaj mam 41 lat (mam nadzieję, że tyle mam, bo z liczeniem wieku mam od zawsze problem) i powiedziałam bym, że to dopiero początek.

Każdy z nas nosi w sobie swój czynnik twórczy, o którym w dodatku intuicyjnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego życzę Wam, abyście podążali za nim. Dla inspiracji ludzie z pasją:
http://www.youtube.com/watch?v=sTHXIzHPyqE

Dzięki Wielkie za czytanie.

P.S.
Dzisiaj ostatnie spotkanie Studni Możliwości przed przerwą wakacyjną, zatem przybywajcie na 18stą do Klubu Kultury na ul. Niewodniczańskiego 74 w Krakowie. Wstęp wolny.
0
Share
Z każdym dniem swojego życia uczę się coraz więcej, coraz więcej doświadczam i rozumiem coraz więcej. Nauczyłam się również po drodze uważności, która niezbędna mi jest w nauce. Poszerzam swoją świadomość, a to z kolei daje mi możliwość zmienienia czegoś w swoim życiu.

W praktyce wygląda to tak: faza pierwsza, to życie w nieświadomości. Żyjemy i funkcjonujemy w rzeczywistości stworzonej z przekonań i schematów. Weźmy przekonanie pt. "Kasa jest najważniejsza". Działamy sobie i żyjemy w zgodzie z tym o to postulatem, choć nie mamy świadomości na ten temat. Determinuje owo przekonanie wszystko co robimy. 

Nagle trafiamy na szkolenie lub czytamy książkę i uświadamiamy sobie, że to przekonanie podporządkowuje sobie całe nasze funkcjonowanie. Uświadamiamy sobie problem. Myślimy sobie: to super, ja znaju w ciom dielo, zatem mogę coś z tym zrobić. Idziemy dalej. Aby zmienić swój pogląd musimy zmienić swoje przekonania. Bo sama świadomość problemu nic nie da. I nagle - jak ruskie czołgi (znowu ruski? hm..) - przychodzi znajomy i mówi nam o rozwoju duchowym lub bierzemy do ręki książkę, którą niedawno nam ktoś pożyczył. Teraz świadomie zaczynamy działać. Zaczynamy świadomie wprowadzać w nasze życie nowe przekonania.

Symptomów w fazie pierwszej czyli nieświadomej mamy pełno w naszym życiu, dlatego tak ważna jest coraz większa uważność.

Na przykład: po co powinniśmy zareagować na ból naszego ciała chwilą refleksji zanim zjemy tabletkę? Bo w ten sposób jesteśmy w stanie znaleźć przyczynę zamiast usnąć sam skutek. Poprzez dyskomfort lub chorobę nasza dusza przez nasze ciało domaga się zwrócenia uwagi na coś. Zatem jeżeli np. bolą Cię nogi, (a jesteś pewien, że nie wziąłeś dzień wcześniej udziału w maratonie zumby)  to może warto się zastanowić, dokąd zmierzasz robiąc to co robisz.

Szkopuł polega na tym, że każdy z nas ma swój czas i swoją drogę. Nie zmienia to jednak faktu, iż zawsze będzie ten rozwój występował wedle czterech kroków:
1. życie w nieświadomości,
2. uświadomienie sobie problemu,
3. zrozumienie i zmiana przekonań,
4. wprowadzenie w życie "nowego".

A ja, życzę wszystkim cierpliwości i konsekwencji, aby wytrwali w 4 punkcie. Z doświadczenia wiem, że to jedyna droga, aby każdy osiągnął to, co dla niego dzisiaj jest nieosiągalne.

Dzięki Wielkie za czytanie.

P.S.

Kochani:

Zapraszam na kurs ogólnorozwojowy wszystkie osoby, które szukają odpowiedzi i sposobów na uzdrowienie swojego życia.
Za pomocą prostych technik, miedzy innymi z zakresu energii kwantowej, pokażę Wam drogę, dzięki której, jeżeli będziecie chcieli (bo za Was tego nie zrobię), zdobędziecie narzędzia do polepszenia swojego zdrowia fizycznego i psychicznego, ulepszenia swoich związków, rozwinięcia własnej duchowości, odnalezienia drogi do szczęścia i bogactwa.

Termin: 6 i 7 czerwiec (6 czerwiec od 9.00 do 14.00 a 7 czerwiec od 10.00 do 15.00 )
Miejsce: Katowice
Koszt: 300pln / osoba

Zainteresowane osoby proszę o kontakt telefoniczny 666 019 377.

Zostało już tyko 5 wolnych miejsc.
0
Share
Usłyszałam wczoraj rozmowę na temat "prawa pierwszej nocy" i pomyślałam sobie, że temat już przygotowany przedstawię w kolejną środę. A dzisiaj opiszę o co chodziło z tym prawem.

Telegonia czyli ojciec na odległość. Jest to termin, który dawnych czasów sięga i tłumaczy co dzieje się w trakcie seksu z naszą energetyką i jak ważne jest zachowanie dziewictwa w przypadku obu płci do momentu, kiedy znajdzie się tą właściwą osobę. 

Zacznę od przykładów, które przytoczyła Pani Monika Burzyńska w swoim nagraniu "Telegonia" cz 1 i 2, które serdecznie Wam polecam (znajdziecie je na youtube). Lord Morton skrzyżował klacz czystej krwi z ogierem zebry. Potomstwa nie było. Po jakimś  czasie owa klacz została pokryta ogierem własnego gatunku i jakież zdziwienie wywołały źrebaki z umaszczeniem zebry. Jeżeli dzisiaj zapytacie jakiegokolwiek hodowcy rasowych zwierząt o telegonię, to zdziwicie się, bo odpowie Wam jak ważne to jest. Kolejnym przykładem może być olimpiada w Rosji w 1980 roku. Przyjechało wielu czarnoskórych sportowców, którzy nawiązali jednoznaczne kontakty podczas swojej wizyty. Po kilku latach po olimpiadzie w związkach białych osób występowało czarnoskóre potomstwo.

Przedstawiam Wam w moich wpisach cały czas obraz człowieka, na który składa się fraczek czyli ciało nasz pojazd jak i strona subtelna, niewidoczna czyli energoinformacyjna (jak to mój kolega skomentował: a to o duszę i aurę chodzi...).

Telegonia to takie zjawisko, kiedy w trakcie każdego stosunku następuje wrys w naszym energoinformacyjnym ciele. Obraz ten zapisuje się najmocniej przy pierwszym stosunku. Każde kolejne zbliżenia powodują nakładanie się obrazów  energoinforamcyjnych naszych partnerów na siebie. Jest to bardzo ważne, gdyż potomstwo, które powstanie z kolejnego związku i tak będzie miało najmocniejszy obraz energetyczny pierwszego naszego partnera.

Dobrym przykładem może być Czyngis-chan, któremu porwano ukochaną. Gdy ją odbił okazało się, że spodziewa się dziecka. Czyngis-chan (paradoksalnie byśmy powiedzieli) właśnie temu dziecku oddał władzę, gdyż wiedział, że był pierwszym mężczyzną swojej ukochanej i jego obraz w jej ciele był najmocniejszy.

Dodatkowo wpis ten ma miejsce w naszych komórkach, które w większości z wody są zbudowane. O tym, że woda ma zdolności pamięciowe pisałam we wcześniejszym wpisie.

W naszym świecie przepełnionym seksem jest to bardzo istotne by wiedzieć o takim zjawisku. Rozumiecie teraz o co chodziło z prawem pierwszej nocy. Nie do końca istotne było to, aby potomstwo z takiego zbliżenia zaistniało.

Zapewne doświadczyliście sami różnych dziwnych swoich odczuć po seksie. Mogło to być np. rozdrażnienie lub złość, smutek lub radość. To nic innego tylko nasz partner ze swoimi energetycznymi wzorcami (strachem, radościami, traumami itp), które po prostu nałożyły się na nasze wzorce i nasze ciało energoinformacyjne musi sobie z tym poradzić. Musi je scalić,  synchronizować na nowo. 

Dlatego osoby z dużą ilością partnerów mają trudności z nawiązaniem stałego związku z uwagi na nałożenie właśnie wielu matryc (osobowości) z którymi muszą sobie poradzić. Może znacie takie osoby w swoim otoczeniu. Czasami niestety przeradza się to w chorobę, która charakteryzuje się mnogą osobowością.

Podsumowując, żyjąc dzisiaj w dobie rewolucji seksualnej pamiętajmy o tym, czego nie dowiemy się w szkole:
- seks jest cudownym doświadczeniem, jeżeli właściwie wykorzystujmy energią seksualną,
- telegonia dotyczy obu partnerów,
- geny i potomstwo to nie wszystko co łączy się z seksem,
- zanim pójdziemy z kimś do łóżka zadajmy sobie pytanie czy chcielibyśmy się stać tą właśnie osobą, bo to w rzeczywistości się dzieje.


Dzięki Wielkie za przeczytanie.

0
Share
Czy jesteśmy częścią czegoś większego? Czy jest życie po śmierci? Czy w ogóle śmierć istnieje? Czy żyjemy tak jak chcemy? Czy zarabiamy tyle, ile chcemy? Czy mamy odwagę, by się odważyć? Pytania, wątpliwości, niewiedza. Znalazłam świetną odpowiedź, a może ona mnie znalazła... ?

Przykład ze strony: https://www.facebook.com/milosierdziebozedlaswiata?ref=stream
 

"W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być! Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to, co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak, by to miało wyglądać?
- No, nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią...
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A, kto widział, żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę i ta się będzie o nas starać.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej, by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy nie widziałem, czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę,że prawdziwe życie zaczyna się dopiero później..."

 

No i co? Taki prosty przykład i tak niesamowity. Można go odnieść do wszystkiego. Każdy z nas buduje sobie swój świat. Swoją rzeczywistość. I ten świat będzie wyglądał tak jak my go postrzegamy. Będzie zbudowany z tego w co wierzymy i z tego czego się boimy.
 
 
Chciałam Wam przypomnieć o tym, że wielokrotnie przed nami takie wybory były. Najpierw było przedszkole (ja miałam kilo w gaciach jak do niego szłam). Potem była szkoła i znowu wszystko było nowe i tu również niezłego stracha miałam. Potem wyjazdy samodzielne na kolonie i obozy. Następnie liceum, studia, pierwsze miłości, pierwsze prace, małżeństwa, rozwody. A co powiecie na decyzję o posiadaniu potomstwa? Niezła jazda co? Wszystko jest nieznanym proporcjonalnie do naszego strachu.
 
Zobaczcie: chcemy zmienić pracę, ale strach powoduje, że wydaje nam się, że, poza tym co teraz robimy nie ma nic więcej. Chcemy potwierdzenia czy nasza droga jest słuszna, ale boimy się odpowiedzi, która a nuż wywróci nasze wartości i świat do góry nogami. Dlatego pierwszy atak paniki przerywa poszukiwania. Chcemy wiedzieć czy śmierć istnieje, ale odpowiedź może spowodować, iż będziemy musieli zweryfikować naszą wiarę. A przecież prąd istniał pomimo tego, iż człowiek z epoki kamienia łupanego nie miał o, nim zielonego pojęcia.
 
Na koniec przytoczę Wam moją rozmowę z Marcinem. Mój mąż mówi:, ale, by było fajnie zarabiać 25000 zł miesięcznie . Ja na to , że nic nie stoi na przeszkodzie, aby tyle zarabiał. Poparzył na mnie wymownie. Mówię mu więc: To Ty nadajesz znaczenie tej kwocie. Patrzysz na nią jak na coś niewyobrażalnego. To samo robi ktoś, kto ma 4 osobową rodzinę i zarabia 1000 zł na miesiąc, marzy o tym, by zarabiać 2500 zł I jest to dla niego równie niewyobrażalne. To jest jego szczyt marzeń. Siedzi z żoną, tak jak my teraz i rozmawia o tym, jak, by było pięknie. Wyliczają razem rzeczy, które mogliby zrobić, gdyby 2500 zł wpływało, im co miesiąc. Mało tego takie same marzenia ma ktoś, kto zarabia 30000 zł miesięcznie. Również siedzi z żoną i snują plany jakby ich życie mogło cudownie wyglądać, gdyby mógł 50000 zł miesięcznie zarabiać.
 
Zatem zamiast trzymać się kurczowo znanego, następnym razem, kiedy będziecie chcieli coś zmienić, coś nowego zrobić, doświadczyć czegoś przypomnijcie sobie przykład o bliźniakach i miejcie odwagę się odważyć.
 
Dzięki Wielkie za przeczytanie.
 
Przypominam dzisiaj o 18.00 II Studnia Możliwości. Przybywajcie!!!!
0
Share
Chciałam dzisiaj porównać lenistwo z leniuchowaniem. Każdy lubi się polenić lub robić nic. I nie ma w tym nic złego. Mamy prawo do odpoczynku. Ale lenić też trzeba się umieć.
To samo pojęcie można przypisać do różnych rzeczy. Czy zrzucanie odpowiedzialności na kogoś można nazwać lenistwem - można, czy trwanie w określonej sytuacji, która nam nie pasuje można nazwać lenistwem - można, czy udawanie, że problem nie dotyczy nas można nazwać lenistwem - można. Czy trwanie dla wygody w związku bez perspektyw można nazwać lenistwem - można.
Te przykładowe sytuacje można zawsze zmienić, musi nam się tylko jedno chcieć - poleniuchować. Co przez to rozumiem? Rozumiem przez to poczynienie wysiłku aby uzdrowić daną sytuację, a nie zamieść ją pod dywan.
Zacznę od końca. Zatem, jeżeli w związku coś nie pasuje to odpowiem słowami prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego: nie pytajmy co partnerka czy partner może zrobić dla nas, a zapytajmy co my możemy zrobić dla partnera czy partnerki.  

Jeżeli trawi nas jakiś problem nie udawajmy, że nas nie dotyczy, lecz chwyćmy byka za rogi. Jeżeli dana sytuacja nam nie pasuję zmieńmy ją na przyjazną dla nas. Gdy posprzątamy wokół siebie będziemy mogli wówczas poleniuchować.
Dlaczego? Zastanówmy się. Jeżeli poprawimy jakość naszego związku, skończy się walka, przeciąganie na swoją stronę, wytykanie. Czyż to nie będzie czas na leniuchowanie? 

Jeżeli uspokoimy nasze sumienie, bo rozwiążemy jakiś problem od dawna odkładany na potem, czyż nie przyjdzie czas na odpoczynek?

Jeżeli pogłębimy naszą wiedzę w jakimś temacie, czyż nie zaśniemy spokojnie upewnieni w swoim przekonaniu?

Rozumiecie dokąd zmierzam. Aby móc odpocząć trzeba się wcześniej nieźle napracować.

Zatem leniuchujmy, ile wlezie.

Dzięki Wielkie za czytanie.

Zapraszam na drugą Studnię Możliwości. Odbędzie się ona 21.05.2014 (środa) o godzinie 18.00 w klubie Kultury we Wróblowicach w Krakowie na ul. Niewodniczańskiego 74.
Tematem będzie KASA. Jak to zrobić aby starczyło na wszystko i jeszcze zostało. Wstęp wolny.
Przybywajcie.
Oczekuję i Serdecznie Zapraszam
0
Share
Dzisiaj trochę odejdę od strony subtelnej człowieka na rzecz fizjologii. Dlaczego? Ponieważ pomimo tego, że strona energetyczna i fizyczna człowieka jest powiązana i stanowi całość, to ciało, które posiadamy dzisiaj,  jest naszym pojazdem i należy właściwie zrozumieć jego działanie.

Aby żyć, musimy być w ciągłym ruchu. Życie to ruch. Między innymi dzięki emocjom zmuszamy nasz organizm do funkcjonowania. 

Śmiejemy się, płaczemy, radujemy potem wściekamy. Emocje nadają naszemu życiu sens. Każda myśl, która pojawi się w naszej głowie również przyporządkowuje się od razu do jakiejś emocji. 

Niemożliwym byłoby życie w ciągłym szczęściu jak i życie w ciągłym nieszczęściu. 

W pierwszym przypadku rozluźniony organizm w błogostanie nie zauważyłby np. zbliżającego się niebezpieczeństwa, nie bylibyśmy w stanie zmusić się do podjęcia wymagających od nas czegoś więcej zdań. Na pewno sami zauważyliście, że jak jesteście na urlopie nie macie ochoty na nic innego jak tylko odpoczywać. Jest cudownie i niech tak trwa. 

To samo dotyczy drugiego przypadku. Niemożliwym byłoby trwać non stop w napięciu i nieszczęściu, gdyż zbyt wiele energii by nas to kosztowało. Wyobraźcie sobie życie w ciągłych nerwach i nastawieniu na nie, traktowaniu wszystkich jak wrogów.  W którymś momencie organizm by osłabł i zakończyłoby się to depresją prowadzącą do śmierci. Ponieważ trwanie w skrajności nie jest dla nas korzystne, zawsze kiedy jest źle to potem jest dobrze i na odwrót. 

Odpowiedzialny jest za to nasz tajemniczy układ encefalinowo-endorfinowy. Przeczytałam o tym ostatnio w książce Wereszczagina "Mądrość" (do nabycia tutaj) i dlatego dzisiaj chcę się z Wami tym podzielić.

Otóż mamy takie coś umiejscowione w mózgu. Układ ten jest odpowiedzialny za stany "dobrze" oraz "źle". Gdy mamy jakąś sytuacje, którą nasza podświadomość uznaje za niebezpieczną lub zagrażającą nam, wówczas nasz organizm zaczyna produkcje encefaliny. Następstwem czego, zaczyna nam być źle. I podobnie jest w sytuacji, którą nasza podświadomość rozpozna za dobrą dla naszego życia i dla nas. Zaczyna się produkcja endorfin co przekłada się na nasz radosny stan.

Podsumowując bez produkcji encefalin nie byłoby nam źle, a bez produkcji endorfin nie moglibyśmy doświadczać stanu dobrze. Zatem idealnym rozwiązaniem jest normalność. I w rzeczywistości, ten mniej już tajemniczy układ dąży nieustannie do równowagi (jak zresztą wszystko naokoło). Tylko wtedy możemy działać najefektywniej.

Poprę to przykładem: wyobraźmy sobie, że zatankowaliśmy auto, a w kasie okazuje się, że nie mamy czym za benzynę zapłacić. Ludzie trąbią klaksonami bo tarasujemy dystrybutor, w kolejce do kasy gapią się na nas wywierając presję. Ogólnie robi się mega wybuchowo. 

Nasza podświadomość odczytała tę informację za zagrażającą nam więc zaczyna się produkcja encefaliny. Zaczynamy się czuć źle. Gorączkowo zastanawiamy się nad rozwiązaniem wykonując nerwowo telefon za telefonem. W końcu znajdujemy kogoś, kto z drugiego końca miasta po godzinie dojeżdża i dowozi nam pieniądze. 

I teraz uwaga: stres jest korzystny, gdy nie trwa zbyt długo. Mobilizuje organizm, nadaje mu sprawności. Więc gdybyśmy nie dali się mu ponieść, szybko przypomnielibyśmy sobie, o dawno nie widzianym znajomym mieszkającym za rogiem, który mógłby nas wspomóc w niecałe 5 minut. Sytuacja okazałaby się stresująca ale i mobilizująca, reakcja szybka, rozpoznanie celne, działanie skuteczne. Wynik końcowy - dobry. Produkcja endorfin rusza pełną parą.

Pamiętajmy o tym, że im mocniej przeżyjemy stan "źle" tym mocniejszy będzie stan "dobrze" i na odwrót. Emocje są sensem naszego istnienia, nie da się ich pominąć, można jednak nauczyć się nad nimi panować i odpowiednio nimi kierować. Do czego serdecznie zachęcam.

Dzięki Wielkie za czytanie.
0
Share
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Zapraszam na nowego bloga!

Zapraszam na nowego bloga!

Obserwuj mnie

  • youtube
  • facebook
  • twitter
  • instagram

POLECAM

  • KURS NOWA GRUPA 9,10.01.2021
  • Relaksacja w Grocie Solnej w Krakowie
  • TERMINY WYJAZDÓW DO ŻELAZKA W 2021

Popularne posty

  • Szanuj swoje słowo
    Kolega z dziecięcych lat, na posta dotyczącego koła życia i śmierci, którego parę lat temu wstawiłam napisał mi komentarz, że to super tema...
  • Niespodzianka dla Was
  • Tydzień z naturą w Żelazku 5.08 - 12.08.2020
    Kochani, zapraszam na tygodniowy wyjazd do Żelazka już w Sierpniu 2020  Będziemy spacerować po lesie, medytować w przeróżnych miejsc...
  • Żelazko covidówka 06.2020 za nami :)
    I kolejne Żelazko za nami, cudowni i wspaniali uczestnicy, niepowtarzalni gospodarze oraz natura, która nas po prostu kocha, zresztą zobacz...
  • Żelazko 11.06 - 14.06.2020 - minęło...
    Parostatkiem w piękny rejs wyruszyła doskonała ekipa :-) Dzięki wielkie :-) Kochani kolejny wyjazd do Żelazka jest  ...
  • Pragnienie bez pragnienia
    Jak tu czegoś pragnąć, tylko w proces ufając? Bez kontroli ? Bez ciągłego sprawdzania, czy i jak się zrealizuje? Odpowiedź na to pytani...
  • Pozwól rzeczom płynąć
    Jest pora posiłku, siedzę przy stole i kolega pyta czy może się dosiąść, odpowiadam, że oczywiście. Pyta czy pozostałe krzesła są wolne, bo...
  • Zasada lustra
    Świat to lustro, tak mówią, no to zobaczmy. Wyobraź sobie, że wchodzisz do gabinetu luster. W każdym ze zwierciadeł zobaczysz swoje zwi...
  • Jak motyle...
    Obserwowałam ostatnio motyle. Lato jest, a ja je lubię. W tym celu nawet lawendę i butleję posadziłam, żeby więcej ich było, gdyż/albowiem/...
  • Lustro jeszcze raz....
    Temat lustra wraca (poczytasz też o tym TUTAJ ),  więc postanowiłam krótkim przykładem oraz wierszem własnym się posłużyć ;-) Wyobraź s...

Archiwum bloga

  • ▼  2020 (27)
    • ▼  sierpnia (2)
      • Szanuj swoje słowo
      • Jak motyle...
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2019 (35)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2018 (45)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2017 (51)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (53)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2015 (56)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2014 (48)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (7)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (1)
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecany post

Szanuj swoje słowo

Kolega z dziecięcych lat, na posta dotyczącego koła życia i śmierci, którego parę lat temu wstawiłam napisał mi komentarz, że to super tema...

O mnie

Jeżeli czujesz się:
Zestresowany? Zmęczony? Nieszczęśliwy? Znudzony swoim życiem? Doświadczasz chorób? Czy bywasz niezadowolony z relacji z bliskimi?

Jeśli tak, to Zapraszam:
Do czytania i komentowania artykułów, do kontaktu (tel. 666 019 377), oglądania mojego kanału na YouTube 

Na indywidualne spotkania rozwojowe,
Na kursy rozwoju osobistego,
Na kursy wyjazdowe tygodniowe na Podlasie,
Na kursy weekendowe z naturą do miejsca z duszą czyli Żelazka koło Ogrodzieńca,
Na relaksację do Groty Solnej Halit, start zawsze we wtorki o 20.00

Pomogę Ci osiągnąć:
Szczęście – odnajdziesz przyczynę wszystkich trudnych sytuacji, które Cię spotykają oraz znajdziesz drogę do ich rozwiązania,
Zdrowie – zrozumiesz z jakiego powodu każda choroba zaczyna się najpierw w głowie,
Bogactwo – znajdziesz genezę problemów finansowych przyciągniesz obfitości.

@szczesciezdrowieibogactwo

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © 2019 SZCZĘŚCIE ZDROWIE I BOGACTWO

Created with by Beauty Templates | Distributed by Gooyaabi Templates