
Czy można komuś zorganizować życie, choć nikt nas o to nie prosił? Czy jeżeli obdarowany wyrazi dezaprobatę, będziemy oburzeni jego brakiem wdzięczności?
Standardowo jest tak, że w butach wpierdzielamy się w życie innych zanim ktokolwiek zdąży wyartykułować prośbę i jesteśmy oburzeni, że są pretensje. A przecież my tak dobrze chcieliśmy i czas poświęciliśmy i tak bardzo się zaangażowaliśmy.
Tymczasem, nie zauważamy jaką krzywdę sobie i innym czynimy.
Ciągle wyręczana osoba przestaje robić cokolwiek, bo po co? Przecież tak jej jest całkiem wygodnie.
Natomiast osoba ciągle ingerująca, tak bardzo boi się zająć sobą, że ucieka w inny świat, bo tak jej jest łatwiej.
Zauważcie, że ludzie bardzo uczynni w stosunku do innych, tzw "wujek dobra rada", najczęściej sami bardzo potrzebują pomocy.
jak myślicie, czy łatwiej by się żyło gdybyśmy głośno mówili o swoich potrzebach, wyrażali głośno swoje prośby, lub poczekali, aż ktoś poprosi o pomoc?
Czy samodzielność i własne poczucie wartości to tak bardzo napiętnowane cechy?

Życząc samych Oscarów, Dzięki Wam Wielkie za przeczytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz