SZCZĘŚCIE ZDROWIE I BOGACTWO

  • home
Pan „Przypadek” robi w podziemiu. Zajmuje się tajemniczymi rzeczami. Nikt go nigdy nie widział, ale wszyscy wiedzą, że jest. Jest jak ojciec chrzestny - i mam na myśli nie tylko tego z filmu. 

Pan "Przypadek" funkcjonuje również pod ksywą „Zbieg okoliczności”. Jedni mówią, że zajmuje się magią inni zaś mówią, że ma wiedzę tajemną i potrafi sterować Twoim życiem.

Pani „Nieświadomość” natomiast to tajemnicza dama, której wszystko uchodzi na sucho. Ma tłumy fanów. Jest prosta, nieskomplikowana, wszyscy jej wybaczają, bo jest urocza, z tą swoją pamięcią Dory, rybki z filmu „Gdzie jest Nemo”

Pan „P.” i Pani „N” świetnie się znają i rozumieją. Robią w tej samej branży i pracują w tej samej firmie o nazwie „Wymówka”. Bardzo się lubią i tworzą idealny wprost duet, pracują na pełnym etacie i często biorą nadgodziny, dlatego ich pracodawca jest z nich baaardzo zadowolony.

„Wymówka” natomiast należy do ogromnej światowej korporacji o nazwie „Strach”.

Produkt jest zawsze szyty na miarę i klient ma tylko indywidualne rozwiązanie. Część zleceń dostaje Pan "Przypadek", część natomiast przypada Pani "Nieświadomość". Część zadań pozostaje dla: żony, męża, rządu, kościoła i innych, i w końcu jakiś procent swojego życia przypada i Tobie. Pytanie brzmi: ile? Nad czym w takim razie panujesz? 

Bo rozumiecie, niby jest wszystko pod kontrolą, ale jak przychodzi co do czego, to z taką łatwością strzepujesz ze swoich rąk swoje życie i odpowiedzialność za nie.

Ktoś Ci zajechał drogę? - To kretyn.
Mąż/Żona Cię wkurzył/a? - To idiota/To idiotka.
Stoisz w korku? - Debile, nie umieją jeździć.

Tymczasem więcej uważności poproszę: 
- ktoś zajechał ci drogę? Nie ma opcji, musiałeś sam uczynić to pierwszy szkopuł tkwi tylko w tym, że nie pamiętasz kiedy?
- utknąłeś w korku? Super, może właśnie ów zator uratował Ci życie, bo spieszysz się za bardzo,
- mąż/żona Cię denerwuje? Sam/sama go/ją wybrałeś/łaś. I powiem Wam więcej na moim przykładzie. Ja z moim mężem nigdy, ale to nigdy nie zgodziliśmy się w najmniejszej kwestii, zawsze mieliśmy odmienne zdania i poglądy na absolutnie każdy temat. Tak jak on, nie potrafi nikt wyprowadzić mnie z równowagi z wzajemnością oczywiście. Często zastanawialiśmy się jakim cudem jesteśmy razem. 

Dzisiaj już wiem, że tylko tak jesteśmy w stanie się rozwijać, tylko jego totalnie odmienny pogląd jest w stanie zmusić mnie do myślenia i odwrotnie. Gdybyśmy potakiwali sobie wzajemnie, po pierwsze nikt niczego by się nie nauczył, a po drugie po tygodniu, no może po dwóch, ktoś by kogoś zastrzelił. 
Także dzięki Ci kochanie i nie ma za co.

Podsumowując, proponuje zrezygnujecie z usług "Wymówki" i weźcie świadomie 100% własnego życia w zarządzanie, a jak nie wiecie od czego zacząć, telefon znacie.



Dzięki Wielkie za przeczytanie


0
Share

Kochani, na miejsce dojechaliśmy szczęśliwie STOP. Pogodę mamy cudowną STOP. Woda w morzu jest bardzo ciepła STOP. Kąpiemy się w nim codziennie STOP. Dzieci choć duże, budują zamki z piasku STOP. Ta zabawa nie zna granic wieku STOP. Jedzenie jest fantastyczne STOP. Karmią nas trzy razy dziennie STOP. Więcej opowiem po powrocie STOP. Całuję Was gorąco Dorota
0
Share
Wczoraj, wsiadłam do busa w Wadowicach w drogę powrotną do domu (przy okazji, polecam Wszystkim ten środek transportu, jest tanio, szybko, można poczytać i nie ma problemu z parkowaniem auta) no i Pani obok, której usiadłam mówi do mnie: "pamiętam jak jako dziecko oglądałam pogodę i z zazdrością patrzyłam na miejsca z temperaturą 36 stopni, ha, ha nigdy więcej", ja na to: "tak, powiadają: uważaj o czym myślisz".

Mówi się też, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, i że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Dzisiaj rozwinę ten wątek, zainspirowana wypowiedzią Pani.

Zacznijmy zatem od klimatu. Mamy namacalny przykład, choć zaledwie jest to próbka tego jak wygląda życie w ciepłych krajach. Bo myślisz sobie: ale by było fajnie mieszkać w ciepłych krajach, a ktoś kto mieszka tam właśnie, marzy o cudowności życia w miejscu gdzie pada deszcz chociaż raz w miesiącu. 

Myślisz sobie: ale by było fajnie podróżować po świecie, a ktoś będący od lat w podróży marzy o założeniu rodziny w rodzinnym mieście, ale lepszy standard życia trzyma go i nie chce wypuścić.

Myślisz sobie: ale super by było zarabiać jeszcze więcej, ale nie zauważasz, że postawiłeś dom bez kredytu lub kupiłeś mieszkanie za gotówkę, a firma, która masz dobrze prosperuje.

Myślisz sobie: ale im fajnie mają dom, jacht i super życie, a Ci szczęśliwcy nie widują się z dziećmi, by zarobić na kredyty i zrezygnowaliby chętnie z tego wszystkiego gdyby mogli, ale ego nie pozwala.

Myślisz sobie: mieć miliony na koncie to musi być super, a nie wiesz, czy ciągle ktoś nie puka do drzwi z kolejną propozycją, po kolejną pomoc, czy nie wkurza go szofer, bo nie podjeżdża na czas, lub ogrodnik, który przystrzygł krzewy w róże czerwone, a miał przystrzyc w białe.

Myślisz sobie: matko gdybym miała taki biust jak ta kobitka to bym była najszczęśliwsza na świecie, Tymczasem nikt oprócz Ciebie nie zauważa Twoich mankamentów, a owa kobitka z biustem którego pożądasz myśli: mam mego biustu serdecznie dość, bo jest mi ciężko, gorąco i gdybym miała taki mniejszy jak tamta babka (czyli Ty) to w końcu mogłabym ubrać sukienki, które mi się podobają, a teraz ich nosić nie mogę, bo mi wszystko wypływa.

Pamiętacie bajkę o jeżyku, który chciał mieć inne futerko i przymierzając kolejne skóry tak śpiewał " to futerko jest lepsze, to futerko mieć wolę..."? Pamiętacie, że finalnie wybrał swoje futerko?


No a ja, jak wyglądam lepiej, tak:
lub tak :
a może tak?

Szkopuł polega na tym, że nigdy nie wiesz jak jest po drugiej stronie, dopóki tam nie dojdziesz, a rzeczywistość zawsze okazuje nie taka jaką sobie wyobrażałeś.

Dlatego proponuję: CIESZ SIĘ Z TEGO CO MASZ


Dzięki Wielkie za przeczytanie
0
Share
Tak, moi drodzy, ostatni raz w Ikei byłam jak 100 świeczek tealightów kosztowało 7,99 zł. Hm... to chyba dawno, oj chyba dawno było, ale od początku.

Jak wcześniej wspomniałam potrzebowałam świeczek - podgrzewaczy inaczej zwanymi tealight - a że po drodze nam było, podjechaliśmy do Ikei. Ponieważ głodni byliśmy pierwsze swe kroki skierowaliśmy do baru z hot - dogami. Zjadłam pierwsza i pytam: to może ja szybko polecę po te świeczki, a Wy dokończycie spokojnie? Pewnie, Leć - mówi mi na to Marcin. I zamiast iść, musiałam cholera dodać: a dawno nas nie było, to może razem pójdziemy jednak? No, i co usłyszałam? ok. 

Nieświadoma konsekwencji ruszyłąm z rodziną w sklep. Na szczęście tylko na dolną część, czyli tą ze świeczkami. Pierwszy zonk nastąpił zaraz na początku, obok rolek do czyszczenia ubrania. Miałam niejasne wrażenie, że się skończyła, więc odwróciłam się, by potwierdzić swoje przeczucia, ale ich nie było. Zawróciłam zatem towarzystwo, i pytam o dostępność rolki w naszym domu. Parę minut zajęło ustalenie faktów, a pikanterii dodało pytanie o to, czy w związku z tym bierzemy 4 wkłady czy jedną rolkę. Tak, dobre cztery minuty na jedną rolkę do czyszczenia ubrań, nieźle się zaczyna pomyślałam.

Marcin tymczasem radośnie popędził ku patelniom, a dziewczyny rozpierzchły się pomiędzy akcesoriami do kuchni. Podążyłam za nimi. Podchodzę do Marcina, a on cały szczęśliwy podaje mi patelnie i mówi: kupmy taką . Nie chcę Misiek - mówię, bo mam. Nie sądzę - usłyszałam. Marcin mówię - kupiłam ostatnio, koło nas tą białą i wiem, jest do dupy bo przywiera, ale schowanych jest jeszcze parę w szafce na dole tylko nie chce mi się ich wyciągnąć. Nie sądzę - usłyszałam znów. Butelka z wodą którą dzierżyłam w dłoni wylądowała w tym momencie na Marcinie - taki odruch bezwarunkowy. No to może garnki, zobacz jaki fajny, ciężki i cena super, w promocji. Nie chcę garnków!!! Chcę świeczki!!! Ale nasze garnki, przyznasz są w opłakanym stanie. Tak ale taki, który mi pokazujesz mam i jest świetny i nie potrzebuję drugiego takiego samego. To jakie potrzebujesz? Mniejsze, te które nie mają rączki. O, to widzisz są tutaj - rzekł z uśmiechem wypełniającym całe pomieszczenie. MARCIN!!!! Ja nie chcę garnków, dam radę bez rączki gotować! A ja nie - usłyszałam. I znowu butelka, z mniejszą już co prawda ilością wody (bo upitą), wylądowała na moim mężu, wzbudzając coraz większe rozbawienie otoczenia naszą coraz głośniejszą rozmową. Marcin, to ja gotuję, a Ty okazyjnie dasz radę ugotować w  tej galanterii kuchennej, którą posiadamy! Nie sądzę - usłyszałam. No to butelką przez łeb. W tym momencie słyszę za plecami Mamoo? CO! - warknęłam, Możemy kupić spieniacz do mleka? - pyta Jagoda. Kochanie nie, ponieważ nigdy mleka nie spienię (choć muszę przyznać, że lubię takie), bo mi się nie będzie chciało tego użyć, więc będzie to kolejny przydaś w naszym domu, nigdy nie użyty, zatem nie! Mamo, mamo patrz co znalazłam, wiesz co to jest!? Krzyczy Martyna, radośnie pląsając w moim kierunku. Tak wiem - sucho odparłam. No to super, kupimy? Nie kochanie, ponieważ nie robimy w domu lodów i nie zaczniemy ich robić z powodu opakowań na nie, gdybyśmy nabyły owe pojemniki to będzie to kolejny przydaś w naszym domu, którego nigdy nie użyjemy, więc nie!
Ale szklanki musimy kupić! stanowczo zaordynował Marcin. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! No szlag mnie trafi!!!

Gdy doszliśmy do świeczek, mieliśmy: rolkę do ubrań, serwetki, 6 szklanek, dwie szczotki do kibla oraz dwie lampki dla dziewczyn. 

Żeby nie było, wyraźnie Wam mówię, ja uwielbiam Ikeę, cały nasz dom mógłby robić za modelowy dom Ikea, ale tym razem chciałam tylko świeczkiiiiiiii!!!

Dzięki Wielkie za przeczytanie
0
Share
Moi drodzy, jutro czyli 1 sierpnia zapraszam do Rabki do Uzdrowiska na dni Rabczańskiej Solanki.
Jedną z atrakcji będzie Relaksacja, którą poprowadzę o 12 i 13 w Grocie Solnej.

Jeżeli będziecie w pobliżu to serdecznie Was zapraszam - wstęp wolny.

Później można skorzystać z pięknej pogody i skoczyć na szlak, ja przynajmniej tak zrobię :) .

Więcej informacji znajdziecie pod tym linkiem:
http://www.rabka.pl/index.php?id=serwis&art=4584
0
Share

Dzisiaj obiecana relacja z kolejnego podejścia na Babią Górę.
Po sprawdzeniu pogody wyruszyliśmy  w drogę. Po drodze zatrzymaliśmy się w Biedrze po prowiant, bowiem zeszłym razem będąc na szlaku wspomnieliśmy zupki chińskie, mielonki, paprykarze i te wszystkie frykasy, które mamy we wspomnieniach i tak dobrze tylko w górach smakują.
Na miejsce dojechaliśmy w samo południe. 



Tym razem postanowiliśmy wejść na górę szlakiem żółtym zwanym "szlakiem Akademików".
No moi drodzy, naprawdę w drodze na szczyt stwierdziłam, że za stara jestem już chyba na takie zabawy.




Szlak żółty - pragnę Wam donieść -  jest szlakiem jednokierunkowym, tylko w górę. I dobrze, gdyż trudno byłoby się na nim mijać i schodzić zwłaszcza podczas deszczu. 


W przerwach na oddech obserwowałam motyle. Występują na górze niesamowite ich ilości i odmiany. I oprócz standardowego ich zachowania robią coś co widziałam pierwszy raz, mianowicie - szybują jak ptaki. Wykorzystują prądy powietrza i szybują. Widok jest fantastyczny.


Kolejnym walorem Babiej Góry jest to, że jest bardzo mało turystów. Na szlaku w jedną jak i w drugą stronę ilość osób, którą minęliśmy zaledwie na palcach obu dłoni mogli byśmy policzyć.


Na szczycie wyciągnęliśmy szynkę czy mielonkę, czy też gulasz angielski (nie pamiętam), ale taką wiecie z galaretką, do tego ogórek i jajko na twardo. Omnomnommmmmmmm....... ten zestaw w tym miejscu bezcenny, za całą resztę zapłacisz kartą w schronisku, dowolną. 


Potem przeszliśmy na Małą Babią Górę. Tam okazało się, ze jest słowacka MBG i polska MBG. Ciekawostka jest taka, iż jest między nimi różnica wysokości, a dzielą je tylko dwa duże kroki, w przeliczeniu na tiptopki - około 10. 
Następnie zeszliśmy dłuższym bokiem góry w kierunku Żywca, by po godzinie zawrócić do schroniska, które było 10 minut od MBG w dodatku dowolnie wybranej. Rozumiecie, myśleliśmy po prostu, że będziemy mieli niedosyt, dlatego zrobiliśmy sobie drobne kółeczko. 

Gdyby ktoś miał wątpliwości co do moich odczuć na temat niedosytu i drobnych kółeczek, mina na zdjęciu poniżej mówi wszystko.





Gdy dotarliśmy WRESZCIE do schroniska, w którym uwaga: właśnie ową kartą za całą resztę możesz płacić człowieku, zjedliśmy wcześniej nabyte pyszne zupki chińskie i o zmierzchu ruszyliśmy, powłócząc nogami w drogę powrotną.

Do auta wsiedliśmy po 10 godzinach chodzenia, czyli o 10 p.m. lub jak kto woli 22 giej. 

Zdradzę Wam tajemnicę: chwilowo mamy dość Babiej Góry! Widzieliśmy ją w deszczu i w słońcu, z wiatrem i bez wiatru, w dzień i w nocy, i zdreptaliśmy ją wszystkimi możliwymi szlakami, od strony polskiej oczywiście.
Następne odwiedziny może na jesień (bo ponoć pięknie czerwienieją tamtejsze rośliny), tylko jeszcze nie wiemy którego roku....

Dzięki Wielkie za przeczytanie.
0
Share

Czwartek 16 lipca - moje urodziny!!! LUDZIE 42% zniżki z okazji urodzin!!! Czujecie? Ja uwielbiam swój wiek, i w życiu nie wymyśliłabym takiego prezentu. Mega bonus w Haiku Sushi - masz tyle procent zniżki, ile kończysz lat. I to nie tylko dla mnie, ale i dla Marcina, bowiem promocja dotyczyła dwóch zestawów. W sumie to zrozumiałe - przecież nie jesz człowieku sam w swoje urodziny (chyba, że ktoś lubi ), słuchajcie, no ktoś pomyślał, do tego ciastka z wróżbą od firmy. Bajka po prostu. W ogóle jest taka strona: promocje na urodziny, czy coś w tym stylu. Zobaczycie tam propozycje na terenie całej Polski dla solenizantów. Naprawdę: Super, extra, czad!

Dzisiaj jesteśmy na Babiej Górze - podejście nr II, więc relacja z wyprawy za tydzień, a tymczasem nadal trwają wakacje bez dzieci, zatem trochę o emocjach związanych z macierzyństwem.
Nie wiem czy mieliście okazję "sprzedania" dzieci na jakiś czas komuś kiedyś i spędzenie tego okresu wspólnie ze swoim partnerem czy partnerką. Ja doświadczam takiego wydarzenia trzeci raz, bowiem trzeci raz pojechały dziewczyny na kolonie. 

Pamiętam pierwszy raz.
Podjęłam decyzję o tym, że córki pojadą na kolonie, co dla mnie również było trudne, bo rozumiecie te wszystkie rozterki i niewiadome. 

Przyszłam do nich i kiedy obwieściłam im nowinę, że dodatkowym prezentem urodzinowym dla nich będzie wyjazd na kolonie, wybuchła histeria. Dlaczego, po co, im tu dobrze, co one takiego zrobiły, że je tak karam, za jakie grzechy, że nie chcą i w ogóle kategorycznie nie. Ponad miesiąc nie, nawet bliżej dwóch miesięcy było do wyjazdu, a one tyle czasu próbowały ze wszystkich stron, używając różnych narzędzi odwieść mnie od tej decyzji. A ja tyle czasu tłumaczyłam powtarzając, że wszystko ma swój czas i kolonie również tylko w pewnym momencie życia się odbywają, że nie będą mogły nadrobić tego w innym wieku, że pozbawiają się wielu cudownych chwil, że to pierwsze miłości są, że zielone noce, że wiele fantastycznych wydarzeń.

I tak blisko dwa miesiące, one swoje, ja swoje. Im bliżej wyjazdu tym starania były intensywniejsze. W dniu wyjazdu im bliżej byliśmy Warszawy (stamtąd był start autokaru) tym było gorzej. Do autokaru wsadziłam je ryczące, sama robiąc z siebie pajaca. Robiłam kretyńskie miny, wydurniałam się niby schodząc po schodkach w dół i takie inne głupoty. Byle je jakoś rozweselić, choć samej chciało mi się ryczeć. Gdy autokar w końcu ruszył mogłam się wreszcie wypłakać.

Martyna zadzwoniła po przyjeździe na miejsce, że jest super i następny telefon wykonała po ponad tygodniu, natomiast Jagoda wybrała mi jaja. Przez cały pierwszy tydzień codziennie dzwoniła do mnie z płaczem, bym ją zabrała. A ja przez tydzień tłumaczyłam jej, że dobrze by było, by poradziła sobie z tą sytuacja, jak najszybciej, bowiem jeżeli tego nie zrobi teraz, to i tak przyjdzie jej się w życiu skonfrontować ze sobą znów. Po tygodniu się przełamała. Rok później pojechała nawet sama, (bo Martyny wiek nie puszczał) na dodatkową kolonie na Węgry.
Natomiast dzisiaj jest tak, że nie mogą doczekać się wakacji i z wielu rzeczy są w stanie zrezygnować, oprócz wyjazdu na kolonię.  

Mija właśnie półmetek kolonii i bilans jest taki: Jagoda po przyjeździe (czyli tydzień temu) wysłała focha smsem: mówiłam Ci, że nie zjem kanapek, a Martyna zadzwoniła po przyjeździe (czyli również tydzień temu) z informacją: mamo dojechaliśmy pa, a jak droga pytam, ok, mamo pa, a czy zja...... nie dokończyłam, bo usłyszałam rozdzierające mi uszy: MAMOOOO PA!!!

Powiem Wam, że trudny był ten pierwszy raz, ale dzisiaj ja również nie mogę doczekać się wakacji, i z wielu rzeczy jestem w stanie zrezygnować, ale nie z kolonii córek. Gdy wyjeżdżają to jest niesamowite uczucie. Z tyłu głowy nagle robi się przestrzeń. Cały wszechświat zwalnia. A Ty, sięgasz po siebie. Cudownie....

Bycie rodzicem to cudowna sprawa, pełna różnych doświadczeń. Tak jak bycie w związku, który jednak w ferworze codziennych zajęć zostaje gdzieś z tyłu. I ten czas, kiedy macie się tylko dla siebie, odbudowuje, wzmacnia, przypomina, daje siły na kolejne dni. A w konsekwencji wprowadza równowagę w codzienności, bo jeżeli potrafisz wyciągać wnioski, to najlepsza jest normalność. Przestajesz zatracać się w skrajnościach, w poświęceniu dla innych lub przestajesz spychać kogokolwiek na drugi plan. Traktując na równi wszystkich, a na pierwszym miejscu stawiając znów siebie i swoje potrzeby, bo tylko wtedy zaspokoisz innych, kiedy sam jesteś zaspokojony, tylko wtedy nakarmisz innych, kiedy sam będziesz najedzony, tylko wtedy uszczęśliwisz innych, kiedy sam będziesz szczęśliwy, tylko wtedy uzdrowisz innych, gdy sam będziesz zdrów i tylko wtedy wzbogacisz innych, kiedy sam będziesz bogaty. Czyż nie?

Dzięki Wielkie za przeczytanie

Dzięki Wszystkim za kurs. Było SUUPER!!!
Następne spotkanie to 26 - 27 wrzesień. Miejsca rezerwujcie za pomocą zaliczki 100 złotowej.
Kto pierwszy ten lepszy :)
0
Share
HURA!!!! Wyjechały córki nasze na kolonie w niedzielę. Hura!!! Po którymś z kolei moim radosnym wybuchu Marcin pyta: czy my powinniśmy się tak cieszyć, że dziewczyny wyjeżdżają, czy one nie powinny czasem myśleć że rodzicom jest smutno jak dzieci gdzieś jadą? No nie - mówię - no co Ty, przecież po pierwsze każda strona jest zadowolona, bo przyznasz, że cieszyły się bardzo na wyjazd, po drugie my również cieszymy się na ich wyjazd, więc po trzecie jest jak w dobrym businessie - każda strona jest wygrana. 

Wolność zaczęła się trochę z opóźnieniem. Dziewczyny wystartowały z domu o 7 rano w niedzielę, a ja od soboty wieczorem przebywałam u koleżanki pilnując dwóch panienek, obiecałam jej bowiem parę miesięcy wcześniej, że będę niańką jej córek na ślubie jej siostry. Więc kiedy o siódmej rano dziewczyny moje startowały na kolonie, ja o tej samej siódmej startowałam ze śniadaniem trochę młodszych dziewczyn bo 3 i 4 letnich. Z pilnowania dzieci zrobiła się super impreza, bowiem koło 10 rano zaczęli zjeżdżać się goście weselni na poprawiny. Była muzyka, były tańce, były śpiewy było jedzenie, był alkohol. Koniec końców pierwszy dzień wakacji zakończył się rewelacyjnie i totalnie spontanicznie przynajmniej dla nas, gdyż ani Marcin ani ja nie wiedzieliśmy o poprawinach, a co dopiero, że zostaniemy na nie zaproszeni.

W tym wszystkim dodatkowym bonusem jest to, że Marcin wziął urlop na czas trwania koloni dziewczyn, więc możemy korzystać na maxa z wolności.
I tak w poniedziałek stwierdziliśmy, że jedziemy na Babią Górę. Sprawdziliśmy pogodę, okazało się, że może padać, ale na meteogramach widać również było, iż jest też szansa na przejaśnienia. Zapakowaliśmy więc ubrania na zmianę, ubrania przeciwdeszczowe, przeciwwiatrowe, kanapki, wodę i w drogę. Gdy dojechaliśmy na parking w Zawoi, trochę mżyło.
Ale nie stresując się wcale, ubraliśmy się przeciwmżawkowo i poszliśmy przyjemnym niebieskim szlakiem do schroniska. W schronisku wypiliśmy pyszne grzane piwko z soczkiem, cynamonem i goździkami, zjedliśmy pyszny żur oraz pyszne kanapki, własnoręcznie przez mego męża przygotowane na tą okazję. Po posiłku ruszyliśmy zdobyć szczyt. I z każdym krokiem moi drodzy, surrealistyczne okoliczności przyrody, które do tej pory przyszło nam podziwiać, coraz bardziej się krystalizowały. Po trzydziestu minutach byliśmy już pewni, że droga, którą podążamy to droga do Mordoru.


Świadczyć o tym mogły takie poszlaki jak coraz większy deszcz,
przedzieranie się przez coraz większe chmury, wiatr tak silny, że czuliśmy jak nas pchał oraz absolutny brak innych szaleńców na trasie.

Gdy dotarliśmy na szczyt, pogoda spokojnie mogła odgrywać 13 stycznia, choć w rzeczywistości był 13 lipiec. 

Wycieczka była super, tak abstrakcyjnych odczuć nie da się kupić za żadne pieniądze. Będąc na szczycie przypomniała mi się scena z filmu "Forrest Gump" kiedy to porucznik Dan siedzi na orlim gnieździe, wokoło szaleje sztorm, a on drze się, wyzywając Boga na pojedynek. I jak myślicie, co ja zrobiłam? Hm...

Oczywiście już się szykujemy by kolejny raz wyjść na Babią, tylko tym razem wyprawa odbędzie w pełnym słońcu i z pięknymi widokami. Relacja niebawem, a teraz idę kosić trawę.

Dzięki Wielkie za przeczytanie.

Kochani, dzwoni ostatni dzwonek by dołączyć do kursu, który odbywać się będzie w ten weekend 18, 19 lipiec od 10 do 15 (oba dni). Koszt 310 zł za osobę za dwa dni. Prowadzenie Dariusz Emanowicz. Dzwońcie!!!

0
Share
Na wstępie zapraszam do lektury z zeszłego tygodnia minimum, a najlepiej również do lektury "Pinokia", czyli części pierwszej.

Tak, tym razem przykład będzie dotyczył kobiet.


Wyobraźcie sobie drogie Panie sex bez poczucia winy, z radością, bo chcecie, a nie bo musicie. Wyobraźcie sobie, że istnieje taka planeta. Ta planeta to Wy.

Ale zanim do tego dojdzie to od małego słyszymy: dziewczynki są grzeczniejsze, nie są tak uparte, chłopcy mają o nas zabiegać, mamy czekać na księcia z bajki, który nas uratuje, później słyszymy, że sex to tyko w razie konieczności oraz jako narzędzie do manipulacji nie przyjemności, może być również użyty w celach prokreacji, a jednocześnie słyszymy, czasem bardzo dokładnie i obrazowo, że poród to jakiś koszmar.....



Drzewiej, jako dzieci, po powrocie do domu, gdy kolana były obdrapane słyszałyśmy: wyglądasz jak chłopczyca, dziewczynka tak się nie zachowuje, dziewczynka chodzi, a nie biega. Generalnie chłopak był synonimem wielu gorszych rzeczy. I tak oto całkiem niespodzianie, wzorce zostały nam przekazane. 
A my żyłyśmy według nich, zaczynając od przedszkola, szkoły, liceum (bo rzadko zdarzało się, by dziewczynka szła do zawodówki czy technikum), na studiach, w pracy. Potem przyszedł czas małżeństwa, dzieci, a my ogólnie mówiąc mamy leżeć, pachnieć, ładnie wyglądać jednocześnie robiąc wszystko i zaspokajając wszystkich domowników, oprócz siebie.

Więc
a) idziemy przez życie z przekonaniem, że facet to jakiś gorszy gatunek, a jednocześnie rozpaczliwie potrzebując jego atencji,
b) wszystko robimy same, bo ktoś nam powiedział, że proszenie o pomoc to objaw słabości,
c) idziemy do łóżka, często bez orgazmu, bo ktoś nam powiedział, że jak nie mu nie dasz, to znajdzie inną.

Ogólnie jakiś obłęd.

Nie wyrażamy swoich emocji, oprócz frustracji, która po przeczytaniu tej paranoi jest może bardziej zrozumiana. Ciało daje znać również o tej paranoi, więc pewne jak w banku są problemy z kobiecymi narządami lub choroby kręgosłupa, niejednokrotnie kończące się rakiem, a w naszym otoczeniu, dzieje się tak wiele, że nikt normalny by tego nie wytrzymał, a my mówimy, że lubimy jak coś się dzieje, nie zauważając szalejącego obłędu wokoło nas, ufff.

Puenta nr 1 jest taka, że wolno Ci w tej paranoi funkcjonować.

Puenta nr 2 jest taka, że jeżeli jest to paranoja to z definicji funkcjonowanie w niej jest szkodliwe i powinnaś przestać.

Puenta nr 3 jest taka, że kobietom trudniej jest zerwać sznurki przyzwyczajeń, ale zapewniam, da się to zrobić, trzeba tylko chcieć przestać cierpieć.

Puenta nr 4 jest taka, że masz prawo wyrażać swoje emocje i potrzeby, znaczy to tyle, że jeżeli masz ochotę na sex to go zaproponuj, natomiast jeżeli Twój partner Cię nie zadowala, to mu o tym powiedź, a nie udawaj. By Cię zachęcić, dodam, że sex to najlepszy fitness świata, i to bez efektu jojo, warto więc by sprawiał Ci przyjemność, najlepiej wielokrotną....

Puenta nr 5 jest taka, że jeżeli nie dajesz rady w jakiejkolwiek sprawie - poproś o pomoc, zamiast się zarzynać, zgrywając bohaterkę, jednocześnie przeklinając swój los.

Puenta nr 6 jest taka, że niewłaściwe wzorce krzywdzą obie płcie, a mężczyźni to cudowne i wrażliwe istoty, tylko schematy są różne, o czym pisałam w "Twardym Pinokiu".

Puenta nr 7 jest taka, że wszystkie 4 Puenty ze wcześniejszego wpisu są baaaardzo aktualne i w tym, taki Bonus.

Dzięki Wielkie za przeczytanie.

Takie i inne tematy będziemy poruszać na KURSIE ROZWOJU OSOBISTEGO, na który już dzisiaj Was zapraszam.

Termin: 18,19 lipiec
Czas: od 10 do 15
Cena: 310 za osobę/oba dni
Prowadzenie: Dariusz Emanowicz
Miejsce: ul. Kwiatowa 102, Wrząsowice (5 km od Krakowa)






0
Share

Ramówka RMF MAXX na wakacje się zmienia, więc do usłyszenia we wrześniu .

Relaksacja w Grocie Solnej Halit we wtorek o 20.15 - aktualna - korzystajcie i przybywajcie z kolejnymi pragnieniami do realizacji.

Zapraszam do Wadowic na Plac Kościuszki 1 w piątek.






Okej, kto nie czytał części I proponuję wrócić, gdyż z częścią II tworzą całość, a będzie jeszcze część III.

Podzieliłam nasze życie w części poprzedniej na kilka etapów, dzisiaj je nazwę:

Tworzenie to ten moment kiedy surowy klocek ląduje u cieśli, a ten zaczyna go obrabiać w efekcie czego powstaje pajacyk.
To czas kiedy dorastamy w jakiś warunkach, w jakiejś rodzinie, są nam przekazywane jakieś wartości, a my później idziemy za tym i żyjemy według tego. 

Wyzwolenie to moment kiedy Pinokio ucieka z domu. 
To czas kiedy zaczynamy się zastanawiać na sobą, zadawać sobie coraz więcej pytań z cyklu: po co tu jestem?, czy to o to naprawdę chodzi?, czy jest sens robić to co robię?, itp.

Zrozumienie to moment kiedy pajacyk zamienia się w chłopczyka bo wie, że życie składa się z wyborów i konsekwencje owych wyborów ponosi tylko on sam, zrozumiał, że nie ma ani jednej osoby odpowiedzialnej za jego życie oprócz jego samego.
To moment kiedy rozumiemy, że nie ma dobrych lub złych decyzji są tylko konsekwencje tych decyzji w postaci kolejnych lekcji do odrobienia, kolejnych doświadczeń, które nas wzbogacają i uczą. Zaczynamy wówczas świadomie sięgać po to co chcemy, co jest zgodne z nami, z naszym wnętrzem. Wyboru dokonujemy sercem i podejmujemy właściwe działania, by wybór nasz zrealizować.

Podam przykład:

Od dziecka słyszałeś "chłopaki nie płaczą, twardym trzeba być". Jako małolat za każdym razem gdy wracałeś do domu z płaczem, obrywałeś po uszach, żeś beksa, żeś baba, że chłopaki nie płaczą. I tak przez cały okres przedszkola, szkoły, zawodówki, technikum, liceum, studiów, pracy. Więc wypracowałeś sobie na przykład pozę macho, by przetrwać (taki mechanizm obronny). 
Po drodze w swoim życiu dokonywałeś wielu wyborów, doświadczałeś wielu sytuacji. Spotkałeś parę osób, które skrzywdziłeś lub zawiodłeś, by samemu się nie zdemaskować. I oto obecnie jesteś ojcem, który kładzie do głowy swojemu synowi ten sam tekst: Synu chłopaki nie płaczą. trzeba twardym być. Twój syn zatacza takie samo kółko jak Ty i wnuk, który Cię odwiedzi, będzie Twoją wierną kopią, tak jak Ty jesteś kopią swoich przodków. I wszystko pasuje i wszystko jest cacy pod warunkiem, że podoba Ci się taka postawa. Lecz jeżeli narzekasz na swój los, że Ty musisz, bo ktoś przecież do cholery musi dźwigać ten ciężar  i dlatego to musisz być Ty, a Ty masz już po dziurki w nosie bycia twardym. To już ok nie jest. Twoje ciało również Ci o tym mówi, masz już pewnie wrzody żołądka, problemy z jelitami, potencją lub inne większe lub mniejsze schorzenia. Natomiast w Twoim otoczeniu pełno jest zbiegów okoliczności, mówiących - stary  o d p u ś ć.

Puenta nr 1 jest taka: ku swojemu przerażeniu orientujesz się w którymś momencie swojego życia - a skrzyżowań do podjęcia decyzji przyznasz, masz i miałeś pełno w życiu swym - że Ty masz uczucia, które chcesz wyrazić i nawyki, które Ci przekazali (oczywiście w dobrej wierze, bo takie mieli wzorce i chcieli dobrze) kompletnie nie są Twoje, i chcesz żyć inaczej.

Puenta nr 2 jest taka, że nie ma co wpadać w panikę. Każdy ma swoją drogę do przebycia, każdy ma swój czas na zrozumienie. Każdy w innym czasie zrywa się ze sznurków, każdy w innym czasie zadaje pytania, i w innym czasie rozumie. To nie są wyścigi. 

Puenta nr 3 jest taka, że nie da się tak ot odciąć grubą kreską od przeszłości, to jest proces. Coś co matka mówiła Ci przez 20 lat i nagle okazuje się, że to nie prawda, musi mieć czas i miejsce, by w Tobie nastąpiła akceptacja dla niej i dla Ciebie, wybaczenie dla niej i dla Ciebie, zrozumienie dla niej i dla Ciebie, podziękowanie dla niej i dla Ciebie.

Puenta nr 4 jest taka, że nie ma znaczenia w jakim wieku uda Ci się zerwać ze sznurków, zawsze jest właściwa pora, bo jest Twoja, więc jak już się zerwiesz to szukaj, sprawdzaj, zadawaj pytania idź za głosem serca i słuchaj intuicji, myśl natomiast logicznie i nie przyjmuj wszystkiego bezkrytycznie.

Dzięki Wielkie za przeczytanie i już dzisiaj zapraszam na część III - Sex Pinokia po mojemu, ta część będzie dotyczyła kobiet.

OCZYWIŚCIE ZAPRASZAM NA KURS ROZWOJU OSOBISTEGO

Termin: 18,19 lipiec
Czas: 10 -15 oba dni
Cena: tylko 310 zł
Prowadzenie: Dariusz Emanowicz
Miejsce: u mnie ul. Kwiatowa 102, Wrząsowice (5 km od Krakowa)
Menu: jeszcze myślę, ale coś sezonowego: leczo, zupa cebulowa, może cukinia nadziewana, no zobaczę jeszcze, ale chleb upiekę na stówę, taki sam jak ostatnio.
Czego dotyczy kurs: tego o czym piszę w Pinokiu i innych wpisach. Dodatkowo dostaniecie narzędzia do ułożenia sobie szczęśliwego, zdrowego i bogatego życia. Reszta będzie zależeć tylko od Waszej determinacji.

0
Share
Jak co tydzień zapraszam do RMF MAXX na poniedziałkowe mini audycje ze mną.
We wtorki do Groty Solnej Halit na Relaksację.
Do Wadowic na Plac Kościuszki 1 - na indywidualne spotkania.

Uwaga Nowość:
Zapraszam na sesje w plenerze, które dają możliwość zauważenia swojego zachowania w sytuacjach codziennych np na spacerze lub zakupach.
Zapraszam również na sesje telefoniczne, mailowe oraz skypowe


A teraz do sedna.
Pamiętacie bajkę Pinokio? (ja miałam bajki na kasetach magnetofonowych i odtwarzałam je na Grundingu, uwielbiałam ich słuchać). Pamiętacie? Pewnie, że pamiętacie, sami mieliście taki lub podobny magnetofon, a co do bajki to albo sami ją słuchaliście, oglądaliście lub czytaliście albo robili to wasi rodzice, albo sami jesteście rodzicami i czytaliście lub czytacie tę bajkę waszym dzieciakom.  Słowem jesteście w temacie. A to ważne, gdyż będę nawiązywała do tej bajki. Od strony energii również.

Słyszę takie pytanie: czemu ja? No i tak sobie pomyślałam, że: " bo jesteś jak Pinokio" to będzie dobra odpowiedź.

Pinokio to my, jesteśmy pajacykami. Każdy oczywiście jest na innym etapie, ale to my. Każdy sam może określić się  gdzie aktualnie przebywa. 

Widzę to tak: najpierw jesteśmy drewnianym klockiem, który nie ma nawet sznurków. To etap naszego dzieciństwa i dorastania, potem przywiązują nam sznurki, więc wpadamy jak chomik do kołowrotka i bierzemy udział w wyścigu szczurów. Następnie gdy przyjdzie czas zauważamy, że coś jest nie tak i zrywamy się ze sznurków, by poszukać siebie. A chłopcem lub dziewczynką stajemy się dopiero wówczas, gdy zrozumiemy.....
KONIEC

Moje dziewczyny zapytałyby: " okeeeej, i która matka tak tłumaczy swoim dzieciom bajkę?, ależ się nam trafiło....". Kiedyś może opiszę Wam moją rozmowę z córkami na temat Mikołaja i prezentów... 

Na tym mogłabym spokojnie skończyć. Aleeee, nieeee.

Chodzi o to, że za nim zerwiemy się ze sznurków w poszukiwaniu siebie robimy w życiu wiele różnych rzeczy, doświadczamy wiele. Wszystko co nam się przydarza kształtuje nas i my kształtujemy okoliczności. Działamy według pewnych schematów i nawyków. I w momencie zerwania sznurków musimy na nowo nauczyć się podejmować decyzje, tak samo jak pajacyk podczas swojej drogi. Pinokio w swej podróży dowiedział się również o tym, że konsekwencje podjęcia swojej decyzji ponosi sam.
Na sznurkach jest prościej, ale możliwości są ograniczone, natomiast bez sznurków nabywamy wolność, ale na początku jest z nią bardzo trudno. Nie zasilamy już zastępów robotów, ale to nie znaczy, że nas to nie dotyczy. Jak to mówią? Co to jest druga naturą człowieka? A, no tak - przyzwyczajenie. Więc tak samo jak Pinokio, na wolności mamy możliwość zrobienia czegoś innego, ale przyzwyczajenie jest zbyt wielkie, i zanim podejmiemy decyzję sercem, jeszcze kilka razy umysł zagra pierwsze skrzypce.  

A dopiero wtedy, kiedy nauczymy się wybierać sercem, a działać rozumem zamienimy się w chłopczyka lub dziewczynkę....

Dzięki Wielkie za przeczytanie część II nastąpi....

Zapraszam oczywiście na kurs, 
który odbędzie się już za miesiąc 18 i 19 Lipca. Będzie to kontynuacja kursu z maja, ale osoby nowe również spokojnie mogą przyjść.
Kurs odbędzie się u mnie we Wrząsowicach na ulicy Kwiatowej 102 (5 km od Krakowa).
Koszt to tylko 310/osobę.

Od 10 do 15 w sobotę i od 10 do 15 w niedzielę będziemy między innymi uczyli się samokontroli umysłu. Pomiędzy pierwszym, a drugim dniem zaczniecie uświadamiać sobie między innymi potęgę Swoich słów, potęgę wyobraźni, siłę nie chcianych nawyków i wiele wiele innych. Wejdziecie na drogę poszerzenia swojej świadomości i rozpoczniecie proces synchronizacji kwantowej. Otrzymacie praktyczną wiedzę, którą będziecie mogli wykorzystać tu i teraz, by uczynić życie takim jakiego pragniecie.  

Nikt z nas przecież nie żyje za karę.

Kurs poprowadzi gość specjalny Dariusz Emanowicz. Osoba z ogromną wiedzą, od której ja się uczyłam i dalej uczę.


Dzwońcie i zapisujcie się. Obowiązuje kolejność zapisów, gdyż miejsce jest ograniczone metrażem domu. Menu jeszcze nie wymyśliłam, ale na pewno będzie smaczne. Możecie zapytać tych co już byli.
0
Share


Na początku oczywiście zapraszam Was do RMF MAXX na poniedziałkowe mini audycje ze mną.
We wtorki do Groty Solnej Halit na Relaksację.
Do Wadowic na Plac Kościuszki 1 - na indywidualne spotkania.

Uwaga Nowość:
Zapraszam na sesje w plenerze, które dają możliwość zauważenia swojego zachowania w sytuacjach codziennych np na spacerze lub zakupach.
Zapraszam również na sesje telefoniczne, mailowe oraz skypowe.

Ok, a teraz środowy wpis.
W niedzielę wieczorem sąsiadka (nie sąsiad) pokazuje mi na ptaka, który usiadł na jej dachu. Widzisz go - pyta? To jest gołąb pocztowy, zmęczył się i szuka miejsca na noc, by nabrać sił do dalszego lotu. Ponieważ jej ojciec hoduje gołębie jej wiedza jest spora. Wiesz - kontynuuje te ptaki mogą przelecieć olbrzymie odległości, a ich wartość osiąga nawet 10.000 zł. Oczy wyszły mi na wierzch. No faktycznie myślę "sraluch" jest jakoś ładniejszy i szczuplejszy niż normalny, bardziej jakby wysportowany, ale żeby tyle kasy miał kosztować?! No nieźle mówię i pobiegłam do domu obwieścić nowinę. 

Minęła jakaś chwila od naszej rozmowy, siedzę na tarasie i naglę nad moją głową trzepoczą skrzydła, patrzę nad siebie, a tu 10.000 zł siada mi na parapet. 
Hm.. no tak sąsiadka mówiła, że w kącie na parapecie to dla niego dobre miejsce na odpoczynek. Jak się tak zadokował - mówią domownicy - to dobrze by było go nakarmić i dać mu pić. No to nalałam wody do miski, wsypałam karmy do drugiej i postawiłam na tarasie. 
Rano myślałam, że ptaszka już nie będzie, ale ku mojemu zaskoczeniu, był tylko przeniósł się na balkon, gdzie uchylone było okno. Obserwując go zauważyłam, iż wykonuje pewne ruchy świadczące o tym, że chciałby wlecieć do środka. Zeszłam jednak na dół ignorując intuicję. Nie doszłam do kuchni, a usłyszałam jak walnął o szybę. No bez jaj myślę i wróciłam na górę. Domknęłam okno, wytłumaczyłam, że tak nie wypada i zeszłam ponownie na dół. I znowu nie doszłam do kuchni jak słyszę "dup" o szybę. Hm myślę, może on głodny jest, bo nic nie zjadł i chce, aby mu przenieść jedzenie z dołu do góry? 

Na co mój mąż wyraził wątpliwość: A może to jakiś arystokrata jest, a Ty mu karmę dla chomika serwujesz? Popatrzyłam na niego brzydko i mówię: jakiego chomika? toż to karma dla ptaków jest "Megi zimowa" się nazywa, została po tych sikorkach, które w zimie dokarmialiśmy.
No i  wyniosłam miski do góry. Otworzyłam balkon i położyłam je na kafelkach. I się zaczęło. Gołąb widać że z ludźmi przebywa, ale instynkt samozachowawczy również posiada. I tymi miskami to mu niezły zamęt zrobiłam. Zaczął drobić w miejscu i podskakiwać, bo widać, że głodny, ale jednak się boi. I tak do przodu i do tyłu i do przodu i do tyłu i co zrobić i co zrobić, i nie wiem, i nie wiem, ale głodny jestem, ale się boję, ale może jednak, ale może nie, ale może zjem, ale może dam radę i przeżyję bez jedzenia, ale nie wiem, ale nie wiem, może nie dam rady, a może dam, o matko, o matko co ja mam zrobić. I w prawo i w lewo i w prawo i w lewo. No mówię Wam niezłe widowisko. W końcu sfrunął na dół i zaczął jeść i pić. 

A ja siadłam do komputera i zaczęłam szukać. Okazało się, że loty były dzień wcześniej, gdzieś z Niemiec. Zadzwoniłam do Pana Prezesa jednego z klubów i przemiły Pan z Leszna wytłumaczył mi, że jego gołębie w linii prostej miały do pokonania 500 km i jeszcze 9 nie wróciło. Powiedział mi też, że super, że go karmię, bo tracą dużo sił, a loty mają ostatnio trudne, bo mówi - tak jakby coś w powietrzu było, ale aby go zidentyfikować muszę ptaka złapać i zapisać jego numer. Wówczas będę mogła znaleźć właściciela. No jasne, łatwo powiedzieć lecz wykonać się nie da. Zatem wspólnie z dziećmi odczytałyśmy numery i zaczęłam poszukiwania. Wykonałam parę telefonów, napisałam parę maili i dzisiaj już wiem, że to nie jest gołąb pocztowy tylko ozdobny lub rasowy i nikt go nie chce, bo może chory i zarazi wszystkie inne. I jedyna rada to przestać go karmić, a wtedy sam odleci do właściciela lub znajdzie inne stado.

Oj, i tak z ładnej historyjki zrobiła się rzeczywistość. Podsumuję to tylko tym, że taki gołąb nawet nie wie ile kosztuje, czy go szukają czy nie, czy płacą ciężką kasę właścicielowi jak wygra czy nie. Ważne dla niego jest, aby zjeść i napić się. Cała natomiast reszta delikatnie mówiąc mu dynda i powiewa. A my ludzie jak zwykle, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę.

Dzięki Wielkie za przeczytanie

Zapraszam na kurs, 
który odbędzie się już za miesiąc 18 i 19 Lipca. Będzie to kontynuacja kursu z maja, ale osoby nowe również spokojnie mogą przyjść.
Kurs odbędzie się u mnie we Wrząsowicach na ulicy Kwiatowej 102 (5 km od Krakowa).
Koszt to tylko 310/osobę.

Od 10 do 15 w sobotę i od 10 do 15 w niedzielę będziemy między innymi uczyli się samokontroli umysłu. Pomiędzy pierwszym, a drugim dniem zaczniecie uświadamiać sobie między innymi potęgę Swoich słów, potęgę wyobraźni, siłę nie chcianych nawyków i wiele wiele innych. Wejdziecie na drogę poszerzenia swojej świadomości i rozpoczniecie proces synchronizacji kwantowej. Otrzymacie praktyczną wiedzę, którą będziecie mogli wykorzystać tu i teraz, by uczynić życie takim jakiego pragniecie.  

Nikt z nas przecież nie żyje za karę.


Kurs poprowadzi gość specjalny Dariusz Emanowicz. Osoba z ogromną wiedzą, od której ja się uczyłam i dalej uczę.

Dzwońcie i zapisujcie się. Obowiązuje kolejność zapisów, gdyż miejsce jest ograniczone metrażem domu. Menu jeszcze nie wymyśliłam, ale na pewno będzie smaczne. Możecie zapytać tych co już byli.
0
Share


W pierwszych słowach mojego listu chciałam zaprosić Was i wszystkich innych do RMF MAXX na poniedziałkowe mini audycje ze mną.

We wtorki do Groty Solnej Halit na relaksację.

W piątki do Wadowic na Plac Kościuszki 1- tam również przyjmuję.
Iiiiiiiiiii to tyle ogłoszeń parafialnych.


Opisywałam Wam w zimie jak byłam na nartach biegowych na Mogielicy, pamiętacie? Kto nie pamięta może przeczytać wpis marcowy o wdzięcznym tytule: "Relacja z kolejnej trasy..."

Tak mi sie spodobało w zimie, iż postanowiłam zabrać na Mogielicę całą rodzinę.
Tym razem wybraliśmy się tam w zeszły wolny czwartek Start nastąpił o 12 w południe i jakoś wyszedł nam inaczej niż planowałam, bowiem okazało się, że jest Boże Ciało i towarzyszą mu między innymi takie obrządki jak procesje, a że trasa do celu wiodła przez wsie to 30 minut później byliśmy jakieś całe 10 km od domu. Ale uzbrojeni w cierpliwość ruszyliśmy z kopyta o 12.31.
Dojechawszy do celu poszliśmy wypożyczyć cztery rowery ZA DARMO tak samo jak narty w zimie. Mają projekt unijny, który realizują jeszcze przez cztery lata. Sprzęt na zimę i lato dla niepełnosprawnych włącznie. Trasy przygotowane na oba sezony. Raj drodzy moi, po prostu raj. Pożyczyliśmy rowery i.... chwilowo nastąpił czyściec. Nie, nie z powodu sprzętu.
Sprzęt cudo, poniżej małe porównanie z rowerami, które mamy w domu ( kupiliśmy je około 20 lat temu jako hit mody, kiedy rowery górskie wchodziły dopiero na rynek):
Marka
Romet
nasze: Oscar
Waga
aluminiowy - leciutki
stalowy - ciężki
Hamulce
tarczowe
szczękowe
Amortyzatory
są
brak
Cena
teraz pewnie około –1000 zł
około1000 zł - 20 lat temu

Różnica jest we wszystkim, to tak jak z nowszymi modelami samochodu, starym dojedziesz, ale komfort jazdy jest stanowczo inny. 

OK, let's get back to the czyściec. A więc Marcin pobrał instrukcję oraz mapę od Pana jak dotrzeć na Mogielicę. Hm.... no byłam tam niecałe trzy miesiące temu, ale cóż Pan powiedział, Pan się zna. Męska solidarność. Na nic tłumaczenie, że trasa płaska, bo dla biegówek przygotowana, na nic tłumaczenie, że to nie dawno było i że pamiętam. Usłyszałam tylko, że jak się idzie to jest inaczej, niż jak się jedzie.
Ok mówię, proszę prowadź. Pierwsze 10 metrów, które pokonaliśmy było po płaskim, a potem kąt wprost dla rowerów 170 stopni. Jagoda dostała ataku duszności, wszyscy zeszliśmy z rowerów, pot wystąpił wszystkim na ciele, ale idziemy dalej. Na szczęście po pół godzinie tyrania pod górę napotkaliśmy Pana z pieskiem odpoczywającego na polanie. Mężczyźni mają trudność z pytaniem o drogę, więc Marcin jako stu procentowy mężczyzna minął Pana, a ja nie przepuściłam okazji i pytam: "czy tędy na Mogielicę dojedziemy?" Na co sympatyczny Pan miejscowy mówi "a skąd" i wymienił wiele różnych miejscowości jakie odwiedzimy jeżeli dalej tą drogą pojedziemy. Chwilowy opór męskiej części wycieczki został przełamany i w pięć minut (bo z górki) znaleźliśmy się w puncie wyjścia.
Minęło jeszcze jakieś 15 minut kłótni wewnętrznej, zanim informacja dotarła i usłyszałam w końcu: "no, możesz mieć rację, ale jakim trzeba być kretynem żeby nie zaznaczyć drogi na mapie???"

Wyruszyliśmy wreszcie we właściwym kierunku, ale z powodu braku czasu po raz drugi nie dotarłam na szczyt. Co nic nie zmienia, bo lato dopiero się zaczyna i wybiorę się tam jeszcze nie raz.

Podsumowując:
Inwestycja w wycieczka to 50 zł na paliwo i kanapki na drogę w plecaku roboty własnej.
Zwrot to zabawa dla czterech osób i jeszcze parę bonusów energetycznych.

Tak, i raj powrócił.

Dzięki Wielkie za przeczytanie
0
Share
W zawiązku z ostatnim postem padło parę pytań. Dzisiaj wiec wytłumaczę to zjawisko na konkretnych przykładach. 

Przypomnijmy tylko o paru zasadach kierujących takim przypadkiem.

Otóż po pierwsze, szantażystą emocjonalnym może być każdy, niezależnie od wieku i płci.

Po drugie terrorysta emocjonalny zazwyczaj nie chce rozwiązania swojego problemu, a tylko pogłaskania po głowie i zwrócenia na siebie uwagi,

Po trzecie tzw "wiszenie na kimś" polega na wymuszeniu na drugiej osobie uwagi (epatując najczęściej postawą męczeńsko - cierpiętną), tak by w zamian otrzymać żal, litość lub tzw "sprzęgnięcie się" lub ewentualnie "wkręcenie się". 
.
Wyróżnia się wówczas następującą mowę ciała:
mina męczennika, nos na kwintę, spuszczona głowa, oczy kota ze Szreka, przygarbiona postawa a'la Dzwonnik z Notre Dame, można również wydawać odgłosy paszczą takie jak: sapanie tudzież wzdychanie. Wedle potrzeb lub możliwości można również trzaskać szafką lub drzwiami, rzucać ciuchami lub galanterią kuchenną. Wszystko po to by padło pierwsze zgubne pytanie: "Coś się stało?"

No i jak już zadałeś człowieku pytanie - choć zauważ, że nikt Cię nie prosił byś mu pomógł, on/ona przecież tylko sapał/ła - to teraz się męcz. 

"Ale człowiek musi porozmawiać z drugim człowiekiem, obgadać coś, takie ploteczki są potrzebne", takie pytanio - stwierdzenie w związku z ostatnim postem padło.

Potrzebne powiedziałbym że nie są, ale oczywiście na pewno są nawykiem powielanym przez pokolenia. U dzieci słyszymy siebie, u dziadków słyszymy siebie, jak czasem coś powiemy to łapiemy się na tym, że gadamy jak swoi rodzice. 

"To o czym rozmawiają osoby, które nie jęczą?", a to kolejne pytanie.
Nie chodzi o to by milczeć, choć czemu nie, ale o to, że rozmowa ma inne zabarwienie emocjonalne. Różnica jest ogromna. Zauważmy, że pełnymi zdaniami jesteśmy w stanie wyrazić nasze pragnienie do obcego człowieka. W stosunku do bliższych nam osób zakładamy, że powinni nam czytać w naszych myślach tylko dlatego, że dłużej nas znają.


Ja kiedyś z pretensjami wyrzucałam:
Ty nigdy ze mną nie rozmawiasz" - a dzisiaj pytam: jak minął ci dzień i jeżeli nie słyszę w rewanżu takiego samego pytania, mówię: "zapytaj mniej jak minął mi dzień" lub pytam: "może porozmawiamy?"
Drzewiej również śmiało jęczałam: "nikt mi nie pomaga, sama muszę wszystko robić" - a dzisiaj, proszę o pomoc.

CHYBA, ŻE NIE PROSZĘ to wtedy odrabiam lekcje i się dzieje...., oj się dzieje.....

Podam Wam przykład z wczoraj.

Wstaje rano 5.30 by zrobić obiad, śniadanie pierwsze i śniadanie drugie. Ponieważ poszłam po szczypiorek do ogródka, zupa mi wykipiała na kuchenkę. A więc myję kuchenkę, zupę robię prawie od nowa (bo baza tylko została). Z palcem do tyłka sobie ledwo trafiam, a tu moje starsze dziecko schodzi łaskawie na śniadanie około 7 a.m., zagląda w talerz, spogląda na jajecznicę i rzecze: "czy karmisz mnie już skorupkami z jajek?"....???!!!
Analogicznie po południu, wchodzę do domu po pracy z odebraną po drodze młodszą córką z karate na minutę przed moim mężem, od razu kieruję się do kuchni, by podać przygotowany wcześniej obiad, i zgadnijcie co słyszę od Marcina: "czy te bitki to ze świnki wietnamskiej?" w sensie, że tak mało, choć najwięcej dostał.....?????!!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA, pi......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tak właśnie darłam się rano i też tak samo wyglądało to po południu. W imię zasady jak coś robisz to rób najlepiej jak potrafisz, sześć okolicznych wsi słyszało co myślę o postawie mojej rodziny. Muszę jeszcze dodać, że w kulminacyjnym momencie mój drogi mąż pyta: "a czy Ty powinnaś tak reagować, bo wiesz, co dajesz to dostajesz.....".
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAApi...................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Okej i teraz to podsumujmy

1. Ja powiesiłam się na nich, bowiem epatowałam nerwem, że sama zapieprzam jak osioł.
2. Oni oczywiście, szydząc ze mnie wykazali się wręcz książkowym wampiryzmem.
3. Dzisiaj rozdzieliłam już zadania zamiast samej robić za matkę polkę.
4. Jeżeli będę robić wszystko sama (co oczywiście czasem czynię) to mogę, czemu nie? Tyle że, bez nerwa i  najlepiej jak potrafię.
5. Piękne doświadczenie i kolejna odrobiona lekcja.

Zatem moi drodzy można wszystko tyko trzeba pamiętać, że kij pomimo, iż jest jeden, ma zawsze dwa końce.

Dzięki Wielkie za przeczytanie

Zapraszam Was, w najbliższy poniedziałek do RMF MAXX, na kolejne mini audycje ze mną.

Zapraszam Was również do Wadowic do sklepu ze zdrową żywnością, na Plac Kościuszki 1, tam również będę już od najbliższego piątku przyjmować. Zapisy telefoniczne.





0
Share
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Zapraszam na nowego bloga!

Zapraszam na nowego bloga!

Obserwuj mnie

  • youtube
  • facebook
  • twitter
  • instagram

POLECAM

  • KURS NOWA GRUPA 9,10.01.2021
  • Relaksacja w Grocie Solnej w Krakowie
  • TERMINY WYJAZDÓW DO ŻELAZKA W 2021

Popularne posty

  • Szanuj swoje słowo
    Kolega z dziecięcych lat, na posta dotyczącego koła życia i śmierci, którego parę lat temu wstawiłam napisał mi komentarz, że to super tema...
  • Niespodzianka dla Was
  • Tydzień z naturą w Żelazku 5.08 - 12.08.2020
    Kochani, zapraszam na tygodniowy wyjazd do Żelazka już w Sierpniu 2020  Będziemy spacerować po lesie, medytować w przeróżnych miejsc...
  • Żelazko covidówka 06.2020 za nami :)
    I kolejne Żelazko za nami, cudowni i wspaniali uczestnicy, niepowtarzalni gospodarze oraz natura, która nas po prostu kocha, zresztą zobacz...
  • Żelazko 11.06 - 14.06.2020 - minęło...
    Parostatkiem w piękny rejs wyruszyła doskonała ekipa :-) Dzięki wielkie :-) Kochani kolejny wyjazd do Żelazka jest  ...
  • Pragnienie bez pragnienia
    Jak tu czegoś pragnąć, tylko w proces ufając? Bez kontroli ? Bez ciągłego sprawdzania, czy i jak się zrealizuje? Odpowiedź na to pytani...
  • Pozwól rzeczom płynąć
    Jest pora posiłku, siedzę przy stole i kolega pyta czy może się dosiąść, odpowiadam, że oczywiście. Pyta czy pozostałe krzesła są wolne, bo...
  • Zasada lustra
    Świat to lustro, tak mówią, no to zobaczmy. Wyobraź sobie, że wchodzisz do gabinetu luster. W każdym ze zwierciadeł zobaczysz swoje zwi...
  • Jak motyle...
    Obserwowałam ostatnio motyle. Lato jest, a ja je lubię. W tym celu nawet lawendę i butleję posadziłam, żeby więcej ich było, gdyż/albowiem/...
  • Lustro jeszcze raz....
    Temat lustra wraca (poczytasz też o tym TUTAJ ),  więc postanowiłam krótkim przykładem oraz wierszem własnym się posłużyć ;-) Wyobraź s...

Archiwum bloga

  • ▼  2020 (27)
    • ▼  sierpnia (2)
      • Szanuj swoje słowo
      • Jak motyle...
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2019 (35)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2018 (45)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2017 (51)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (53)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2015 (56)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2014 (48)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (7)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (1)
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecany post

Szanuj swoje słowo

Kolega z dziecięcych lat, na posta dotyczącego koła życia i śmierci, którego parę lat temu wstawiłam napisał mi komentarz, że to super tema...

O mnie

Jeżeli czujesz się:
Zestresowany? Zmęczony? Nieszczęśliwy? Znudzony swoim życiem? Doświadczasz chorób? Czy bywasz niezadowolony z relacji z bliskimi?

Jeśli tak, to Zapraszam:
Do czytania i komentowania artykułów, do kontaktu (tel. 666 019 377), oglądania mojego kanału na YouTube 

Na indywidualne spotkania rozwojowe,
Na kursy rozwoju osobistego,
Na kursy wyjazdowe tygodniowe na Podlasie,
Na kursy weekendowe z naturą do miejsca z duszą czyli Żelazka koło Ogrodzieńca,
Na relaksację do Groty Solnej Halit, start zawsze we wtorki o 20.00

Pomogę Ci osiągnąć:
Szczęście – odnajdziesz przyczynę wszystkich trudnych sytuacji, które Cię spotykają oraz znajdziesz drogę do ich rozwiązania,
Zdrowie – zrozumiesz z jakiego powodu każda choroba zaczyna się najpierw w głowie,
Bogactwo – znajdziesz genezę problemów finansowych przyciągniesz obfitości.

@szczesciezdrowieibogactwo

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © 2019 SZCZĘŚCIE ZDROWIE I BOGACTWO

Created with by Beauty Templates | Distributed by Gooyaabi Templates