"Houston, we have a problem" lub po prostu "we have situation".
Tak, ów problem zaczyna się właśnie wtedy, kiedy nie szanujemy swojego słowa. O tym opowiadałam w audycji, która była emitowana w RMF MAXX (kolejne odcinki już niebawem).
Podjęliśmy jakąś decyzję. Zdecydowaliśmy się na coś. To trzymajmy się jej, a konsekwencje przyjmijmy na klatę z pełnym zrozumieniem. Gdy już decyzja jest podjęta to nie zastanawiaj się człowieku potem na cholerę Ci to było. Potem ma być przedtem, czyli myślenie ma poprzedzić działanie.
Warunkiem właściwie podjętej decyzji jest spójność jej z nami. Gdy decyzja będzie podjęta w zgodzie z nami czyli z naszym sercem, to konsekwencje jej nie spowodują u nas dysonansu. Gdy zdecydujemy się na coś wbrew sobie, wówczas jest szansa, że wystąpią skutki uboczne w postaci tzw "wyrzutów sumienia". Będziemy sobie pluć w brodę i wygrażać od głupców, kretynów itp.
Jeżeli podejmując jakąś decyzję kierujemy się dobrem innych, działamy na szkodę ich i swoją. Paradoksalnie działając dla siebie jak najlepiej działamy również dla dobra innych ludzi. Bo jeżeli podejmujesz decyzję najlepszą dla siebie, jeżeli myślisz o sobie jak najlepiej, robisz dla siebie jak najlepiej, mówisz do siebie i o sobie jak najlepiej, to automatycznie to samo czynisz względem innych. Nie będzie wówczas miejsca na wrogie emocje czy działanie, bo i po co. Jestem przekonana, że taki sposób myślenie i działania spowodowałby brak wojen na świecie.
Ludzie wiele mówią, a niewiele robią, stąd wynikają, później problemy. Nie przytakujcie mi szukając przykładów u innych, przytaknijcie mi patrząc na swoje podwórko. Ja podam Wam przykład z mojej zagrody:
Mój
dom, tak jak kilkanaście innych, graniczy z drogą asfaltową, która uwaga jest
własnością właścicieli ziemi, czyli jest przedłużeniem ich działek.
Natomiast poniżej, równolegle biegnie droga gminna, do której zresztą wiele osób nie ma dojazdu!!??
Ponieważ droga nasza jest wyasfaltowana to wszyscy ją użytkują: mieszańcy, przejezdni, służby drogowe, miejskie. Słowem - jest droga, to nią jeżdżą.
Złożyłam kiedyś wniosek do gminy o odkupienie drogi, ale odpowiedzieli mi, że nie mają na
to ochoty, więc prawnicy napisali pismo, które trochę z lenistwa, a
trochę ze względu na tzw: "dobro ogólne" - bo jak ją zamknę to sąsiedzi będą mieli problem - nie doniosłam go.
Przeleżało pismo jakiś czas, chyba z dwa lata, aż rozwaliłam auto i garaż, bo Pani wymusiła na mnie przejazd oraz ruszyła kolejna budowa.
Te dwa zdarzenia (którym oczywiście jestem ogromnie wdzięczna) przechyliły kielich idiotycznej mej postawy i umówiłam się na rozmowę z burmistrzem, który wprost powiedział mi, że pewnych spraw się nie rusza, by nie spowodować lawiny. Dowiedziałam się również, że najlepiej będzie sprawę przez sąd załatwić, bo wtedy to on musi.
Do mnie natomiast przyszedł sąsiad, że przyblokowałam go z budową od mojej strony, że to nie po sąsiedzku i złośliwie itp.
No i co tu się moi drodzy narobiło?
Każdy z nas ma swoją odpowiedzialność i swoje dwie opcje do wyboru
Moje:
Pierwsza - podejmuję decyzję o pozostawieniu w spokoju kwestii drogi i ani myślą, słowem czy też uczynkiem nie komentuje kolejnego auta, które przejeżdża, a
konsekwencje w postaci np.: naprawy biorę na siebie z uśmiechem
lub
Druga
- działam w kwestii odkupu i ponoszę ze zrozumieniem konsekwencje, które z tego
wynikają, czyli np ewentualne sąsiedzkie niesnaski.
Sąsiad:
Pierwsza opcja - stara się również o odkup ponosząc wszelkie tego konsekwencje, bez wyrzucania sobie "co ja zrobiłem" bo np.: miałem układ w gminie i teraz to już nic nie załatwię,
lub
Druga - zostawia sprawę tak jak jest, buduje drugą stroną i jest świadomy ewentualnych konsekwencji ze strony innych właścicieli drogi i uwaga nie ważne którą opcję przyjmie, ważne, ze zawsze z pełnym zrozumieniem.
Burmistrz:
bierze z uśmiechem i ze zrozumieniem na klatę wszelkie tematy związane z wykonywaniem swojej pracy
lub
rezygnuje ze stanowiska, robiąc miejsce komuś, kto będzie szanował swoje słowo.
Dodatkowo wszystkich obowiązuję jeszcze jedna zasada: wszelkie działania wykonujemy najlepiej jak potrafimy czyli z sercem, a nie na odwal się lub jakoś to będzie.
Tymczasem Burmistrz zrzuca odpowiedzialność na prawo i sąd. Sąsiad na mnie, a ja dla "świętego spokoju" powinnam się zamknąć i naprawiać rozlatującą się drogę na własny koszt, a rzeczy zostawić tak jak były. Co też do niedawna czyniłam, lecz teraz podjęłam inną decyzję.
Jeżeli podejmujemy jakąś decyzję, i nie bierzemy za nią odpowiedzialności, a potem jeszcze cierpimy z tego powodu, to nigdy nic dobrego z tego nie wyszło i nie wyjdzie. Zatruwamy życie sobie i innym opowieściami na ten temat, stajemy się zgorzkniali, żyjemy czasem przeszłym zamiast teraźniejszością. Mało tego, w myśl prawa przyciągania powodujemy jeszcze więcej podobnych sytuacji, a potem mówimy, iż nieszczęścia chodzą parami lub, że los się na nas uwziął. A rozwiązaniem jest zrozumienie i/lub zmiana decyzji na właściwą. To się również zazębia z odpowiedzialnością za swoje życie.
Jeżeli chcemy aby przyszło nowe musimy uwolnić się od starego, nie ma innej drogi.
Zastanówcie się jak długo byście wytrzymali gdybyście w akcie np.: buntu podjęli decyzję o nie spuszczaniu po sobie wody w toalecie? Lub może podam mniej drastyczny przykład, gdybyście do niej nie w ogóle chodzili? Hm...?
A teraz zastanówcie się jak by Wam było lekko i to nie tylko na duchu, gdybyście podjęli decyzję zgodną z Wami i wspomnianą toaletę w końcu odwiedzili?
Mniejsze ciśnienie? No właśnie, tak samo jest w życiu. Najtrudniej jest podjąć właściwą decyzję, ale jak już ją się podejmie, to z górki!
Dzięki Wielkie za przeczytanie
W ten weekend kurs i to już ostatni dzwonek by dołączyć. Dzwońcie 666 019 377
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz