SZCZĘŚCIE ZDROWIE I BOGACTWO

  • home
Nawiązując do poprzedniego wpisu pytam:

Jak Wam poszło?
Daliście radę choć jeden dzień być wdzięczni?
Czy poddaliście weryfikacji denerwujące Was tematy?
Czy przybrały inny wymiar?
Czy byliście zadowoleni z siebie?

Jeżeli tak, to gratuluję. Poniżej natomiast zamieszczam przykłady na to, iż kierunek jest właściwy.

A oto obiecana odpowiedź:
Jest siedem krasnoludków, siedem szklanek mleka i sześć ogórków.
Pytanie: czego jeden krasnal nie dostanie??? Sraczki!!!

Dzisiaj będę kontynuowała temat wdzięczności, bowiem tak jak wspomniałam ostatnio, jesteśmy twórcami oraz odbiorcami. Cały czas produkujemy myśli, produkty, świadczymy usługi, a następnie korzystamy z tego wszystkiego dlatego ważne jest w tym procesie uczucie wdzięczności, by miały one odpowiednią jakość. 

Hm...czy potrafimy być zadowoleni, tak po prostu? Czy potrafimy być wdzięczni za to co mamy? Czy ciągle dążymy do ideału?

Czy potraficie być zadowoleni z pogody? Czy zawsze mogłaby być lepsza?

Czy potraficie być wdzięczni za komplement? Czy raczej udajecie, że nie dotyczy Was?

Czy potraficie być wdzięczni gdy ktoś Wam wręcza prezent? Czy raczej odpowiedź brzmi: oj nie trzeba było?

Czy potraficie być wdzięczni za to że ktoś Wam podaje posiłek? Czy po prostu wpierdzielacie jadło, a w podziękowaniu serdecznie Wam się odbija?

Czy potraficie być wdzięczni, że dziecko przyniosło dobrą ocenę? Czy poświęcacie mu tyle samo czasu czasu co przy ocenie niezadowalającej Was?

Czy potrafisz ucieszyć się ze swojego zarobku? Czy jęczysz o więcej?

Recepta jest prosta: uciesz się z komplementu, przyjdzie ich więcej, bądź wdzięczny za prezent dostaniesz ich więcej, pochwal swą pociechę za dobre oceny, a przyniesie ich więcej, bądź wdzięczny za posiłek, a dostaniesz i deser, choć nie było go w początkowych planach, bądź wdzięczny za złotówkę przyjdzie 10 złotych, uciesz się z 10 złotych przyjdzie stówka, bądź wdzięczny za stówkę przyjdą trzy, itd.

A teraz uwaga, zmieniam level.

Czy potraficie okazać wdzięczność za to, że ktoś Wam zajechał drogę spowalniając Was i w związku z tym może uratował Was od wypadku? Czy w ogóle nie bierzecie takiego rozwiązania pod uwagę i klniecie na czym świat stoi?

Czy potraficie okazać wdzięczność komuś, kto zajechał Wam drogę i zrozumieć, że w ten sposób wszechświat pokazuje Wam, że sami robicie dokładnie to samo? Czy nie bierzecie takiego rozwiązania pod uwagę i strzeliliście do gościa parę razy z pepeszy?

Czy potraficie być wdzięczni za to, że utknęliście w korku i macie czas na refleksję nad jakimś tematem lub może dzięki temu ominęło Was najgorsze spotkanie Waszego życia? Czy nie bierzecie takiego rozwiązania pod uwagę i szarpiecie się za kierownicą, prawie płacząc z nerwów i bezradności oskarżając wszystkich?

Czy potraficie być wdzięczni za kłótnie z drugą osobą, bowiem jest waszym lustrem i pokazuje Wam nad czym musicie się pochylić? Czy raczej nie bierzecie takiego rozwiązania pod uwagę i z chęcią udusilibyście przeciwnika gołymi rękami?

Czy potraficie być wdzięczni za to, że osoba z którą żyjecie toleruje Wasze zachowanie? Czy raczej przyjmujecie za normę to, że pierdzicie lub dłubiecie w nosie lub opowiadacie tą samą historię setny raz lub rzucacie ubranie na ziemię lub zostawiacie naczynia na stole oraz nie zakręconą tubkę z pasty do zębów lub kwitujecie konwersację takim samym tekstem od lat. Co? Jak to jest?

Czy jesteś wdzięczny/wdzięczna osobie, która idzie z Tobą do łóżka i oddaje Ci swoje ciało? Czy raczej przyjmujesz to jako coś co Ci się należy?

Wszystkie pytanie spuentuje postem, który zobaczyłam u Pani Elżbiety Wolny


Dzięki Wielkie za przeczytanie

Oczywiście zapraszam na kurs, jest jeszcze parę wolnych miejsc.

Kurs odbędzie się 16 i 17 maja u mnie we Wrząsowicach na ulicy Kwiatowej 102 (5 km od Krakowa).
Koszt to tylko 310/osobę.
Od 10 do 15 w sobotę i od 10 do 15 w niedzielę będziemy między innymi uczyli się samokontroli umysłu. Pomiędzy pierwszym, a drugim dniem zaczniecie uświadamiać sobie między innymi potęgę Swoich słów, potęgę wyobraźni, siłę nie chcianych nawyków i wiele wiele innych. Wejdziecie na drogę poszerzenia swojej świadomości i rozpoczniecie proces synchronizacji kwantowej. Otrzymacie praktyczną wiedzę, którą będziecie mogli wykorzystać tu i teraz, by uczynić życie takim jakiego pragniecie.  
Nikt z nas przecież nie żyje za karę.

Kurs poprowadzi gość specjalny Dariusz Emanowicz. Osoba z ogromną wiedzą, od której ja się uczyłam i dalej uczę.

Dzwońcie i zapisujcie się. Obowiązuje kolejność zapisów, gdyż miejsce jest ograniczone metrażem domu. Przy stole (jak pożyczę krzesła od sąsiadki) to góra 15 osób siądzie. Ale jak już siądziecie to możecie liczyć, że na stole będzie przygotowana przez mnie zupka dyniowa oraz mojego męża roboty chleb do zupki i ciasto drożdżowe na deser. A do ciasta dżemik własnej jego roboty.


I JESZCZE TYLKO JEDNO:
W momencie podjęcia decyzji o uczestnictwie w kursie staniecie być może w obliczu jednej z najpoważniejszych przemian w Waszym życiu, bowiem każda transformacja pociąga za sobą zmianę sposobu widzenia siebie i świata.
Dzwońcie do mnie 666 019 377

0
Share
"Tak więc Polcia poznała wreszcie kilka duchów, które okazały się bardzo miłe. Jeden dał jej nawet nowe buty. A Piątek zaprzyjaźnił się nawet z maleńką zjawą o imieniu Marynata i wziął od niej adres mailowy. Potem przejechali się najszybszą kolejką górską na świecie. Tak szybką, że nikt nie był w stanie zapamiętać, czy nią jechał, czy nie...."
Jest to fragment abstrakcyjnej książki, którą Martyna wypożyczyła z biblioteki. Dzieło to napisał Andy Stanfan, a ja nie mogłam się powstrzymać i musiałam Wam fragmencik przytoczyć, choć nie ma on nic wspólnego z dzisiejszym tematem. 


Pisałam już o wdzięczności, ale napiszę znów, gdyż jest to bardzo aktualny temat i dotyczy każdego. 
Wdzięczność jest najprościej połączyć z przyjemnym uczuciem, którym możemy poczęstować siebie, a co za tym idzie i innych. Wdzięczność to kochani taka furtka, taki trik, który pozwala nam ominąć ego. 

Ktoś Cię wkurzył - bądź mu wdzięczny za lekcję zamiast się denerwować,

Zarobiłeś mniej niż chciałeś - bądź wdzięczny, a przyjdzie więcej w innym przypadku powiększysz pustkę. 

Chciałbyś lepszy model partnera/partnerki - bądź wdzięczny za obecnego, a zdziwisz się zmianami, w innym przypadku kwestie sporne nie dadzą Ci żyć i będziesz o nich rozmyślał w dzień i śnił po nocach.

Podoba Ci się nowe auto, motor - bądź wdzięczny za to czym jeździsz dzisiaj, bo w innym przypadku nie nadążysz za naprawą, a każda usterka powiększy dziurę w twoim portfelu.

Chciałbyś innej pracy - bądź wdzięczny za obecną, w innym wypadku przez 8 godzin (lub tyle ile Twój kontrakt obejmuje) ziejesz jadem, a wyobraźmy sobie, że w odwiedziny wpadł klient, który akurat szuka nowej osoby do swojego zespołu z którym na przykład tworzy super projekt, to sam rozumiesz....,też byś się nie wybrał....

Bo rozumiesz, jak byś był nowo wyprodukowanym środkiem transportu i był dumny z siebie to zapewne chciałbyś by osoba do której trafisz była wdzięczna za to, że może jeździć takim wspaniałym modelem.

Lub gdy jesteś osobą, która szuka nowego związku to chciałbyś, by Twój partner/ partnerka mogłaby być wdzięczna za to co jej ofiarujesz.

Lub gdybyś był wypłatą, to chciałbyś trafić w ręce kogoś, kto potrafi być wdzięczny za nią i umie cieszyć się jej wydawaniem.

Lub jeżeli nauczyciel przekazuje Ci jakąś lekcję, to chciałby obyś był wdzięczny za wiedzę, którą otrzymałeś.

Bo widzicie jesteśmy twórcami, a następnie odbiorcami, cały czas produkujemy myśli, produkty, świadczymy usługi, a następnie korzystamy z tego wszystkiego  i moje pytanie brzmi: jaką one mają jakość, gdy nie czujemy przy tym wdzięczności?

- jak będzie Ci się jeździło autem, które ktoś przeklął produkując je,
- jak Twój organizm przyjmie pieczywo od zgorzkniałego piekarza,
- jak możesz oczekiwać wdzięczności od partnera/ki, gdy sam/a ziejesz nienawiścią lub obojętnością lub brakiem zaangażowania,
- jak Ci się będzie pracowało, gdy Twój przełożony przeklina swoją pracę, a co za tym idzie i Ciebie,
  
Dlatego aby zobaczyć różnicę zróbcie sobie test, bądźcie przez jeden dzień wdzięczni ze wszystkiego. Co Wam zależy? Najwyżej wyprostujecie sobie zmarszczki. A na koniec dnia zróbcie podsumowanie drażliwych tematów kontra wasza postawa pełna wdzięczności i zastanówcie się:

- czy dalej tak samo wkurzali Cię inni ludzie,
- jaki miałeś stosunek do pieniędzy,
- jak dogadywałeś się w tym dniu z partnerem/partnerką,
- jak jeździło Ci się Twoim starym środkiem transportu,
- jak Ci się pracowało.

Jeżeli przyłożycie się do zadania to zdziwią Was odpowiedzi, a nagrodą będzie zadowolenie z siebie. Ja od siebie też trochę radości dołożę i odpowiem Wam w przyszłym tygodniu na quiz:
: 
Jest siedem krasnoludków, siedem szklanek mleka i sześć ogórków. Pytanie: czego jeden krasnal nie dostanie? Odpowiedź w przyszłym tygodniu.

I oczywiście zapraszam Was na inny kurs rozwoju osobistego.

Sama korzystałam i korzystam z takich właśnie warsztatów, i wiem co one mi dały i dają wciąż, dlatego zapraszam Was serdecznie, bo warto. Możecie naprawdę stworzyć sobie możliwość, by móc żyć coraz świadomiej i poukładać sobie wiele rzeczy.

Kurs odbędzie się 16 i 17 maja u mnie we Wrząsowicach na ulicy Kwiatowej 102 (5 km od Krakowa).
Koszt to tylko 310/osobę.
Od 10 do 15 w sobotę i od 10 do 15 w niedzielę będziemy między innymi uczyli się samokontroli umysłu. Pomiędzy pierwszym, a drugim dniem zaczniecie uświadamiać sobie między innymi potęgę Swoich słów, potęgę wyobraźni, siłę nie chcianych nawyków i wiele wiele innych. Wejdziecie na drogę poszerzenia swojej świadomości i rozpoczniecie proces synchronizacji kwantowej. Otrzymacie praktyczną wiedzę, którą będziecie mogli wykorzystać tu i teraz, by uczynić życie takim jakiego pragniecie.  
Nikt z nas przecież nie żyje za karę.

Kurs poprowadzi gość specjalny Dariusz Emanowicz. Osoba z ogromną wiedzą, od której ja się uczyłam i dalej uczę.

Dzwońcie i zapisujcie się. Obowiązuje kolejność zapisów, gdyż miejsce jest ograniczone metrażem domu. Przy stole (jak pożyczę krzesła od sąsiadki) to góra 15 osób siądzie. Ale jak już siądziecie to możecie liczyć, że na stole będzie przygotowana przez mnie zupka dyniowa oraz mojego męża roboty chleb do zupki i ciasto drożdżowe na deser. A do ciasta dżemik własnej jego roboty.


I JESZCZE TYLKO JEDNO:
W momencie podjęcia decyzji o uczestnictwie w kursie staniecie być może w obliczu jednej z najpoważniejszych przemian w Waszym życiu, bowiem każda transformacja pociąga za sobą zmianę sposobu widzenia siebie i świata.

Zapraszam Was serdecznie, bo warto, a wolnych miejsc choć niewiele, to jeszcze kilka jest. Dzwońcie do mnie 666 019 377

Dzięki Wielkie za przeczytanie


0
Share


Zapraszam Wszystkich chętnych i będących w Krakowie na Relaksację. Będzie to godzina oddechu, spokoju i wyciszenia w cudownych warunkach.  
Zajęcia poprowadzę w grocie solnej co dodatkowo wzmocni efekt relaksu. Serdecznie Was zapraszam. 

Dzwońcie i rezerwujcie sobie miejsce www.grotahalit.pl Cena Promocyjna: 24 zł w (koszt wejścia zwykłego), jeżeli ktoś posiada kartę typu Multisport, Fitflex wystarczy, że ją tylko odbije. 
Pozdrawiam i zapraszam Was serdecznie. 
0
Share
W życiu doświadczamy wielu rzeczy. Służą one jednemu, naszemu rozwojowi. Doświadczenia mają różny ciężar gatunkowy. Wszechświat proponuje nam wiele. Za pomocą różnych osób, zbiegów okoliczności, szkoleń, wykładów, filmów itp podsuwa nam pod nos nęcące propozycje, pomysły, marzenia. No i fajnie. Ale jak odróżnić propozycje spójne z nami od niekompatybilnych?

Co to są propozycje spójne z nami? 
Są to przedsięwzięcia, marzenia, plany, produkty, usługi itd, których posiadanie lub angażowanie się w nie przyniesie nam radość, pieniądze, spełnienie, rozwój, spowoduje kolejną lawinę zdarzeń by osiągnąć coś jeszcze bardziej wymarzonego. Charakterystyczne dla marzeń zsynchronizowanych z nami jest to, iż realizacja następuje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w sposób łatwy prosty i przyjemny. Nagle naokoło Nas znajdują się odpowiedni ludzie, dzwonią odpowiednie telefony, pojawiają się niesamowite zbiegi okoliczności i wszystkie te atrybuty, które są zarezerwowane dla wróżek z bajki.

A teraz, by móc porównawczą metodę zastosować, zdefiniuję ogólnie mówiąc, "tematy nie dla nas". Charakteryzują się tym, że już na początku, gdy którymś ze zmysłów dostrzeżemy propozycję, występuje u nas alergia skórna, którą zazwyczaj ignorujemy, gdyż pojawia się z kolei coś takiego co fachowo w psychologii nazywa się "poczuciem straty". Często ten trik wykorzystują sprzedawcy. 

Kolejnymi objawami "tematu nie dla nas" jest jakaś komplikacja występująca od początku. Czasami jest też tak, że nie od razu jesteśmy w stanie rozpoznać przeciwnika, bowiem prowadzony jest sabotaż z zaskoczenia, i efekt puszki Pandory realizowany jest z opóźnieniem, czyli na początku dla zmyłki jest cacy, ale jak już się bracie zaangażujesz to......
Podsumowując kłody pod nogi. Choć nie do końca. 
Pamiętacie? Wszystko co jest na naszej drodze służy naszemu rozwojowi. No i fajnie. Tylko po co powielać w kółko coś, skoro można wyciągnąć wnioski wcześniej. Chociaż z kolejnej strony może ktoś musi po wielokroć ten sam kwaśny owoc zjeść by móc zrozumieć, że woli słodkie. 
Każdy ma swój czas. Wszystko po coś.
Ale dla tych, którzy rozumieją za pierwszym razem lub odbyli już pięćdziesiąt powtórzeń danego zgadnienia i też zrozumieli, że mają dość, są techniki, które pozwalają nam w sposób szybki i przyjemny  zweryfikować nasze marzenia i równie szybko i przyjemnie je zrealizować.

Praktycznie jak to zrobić, nauczycie się na kursie u mnie, który odbędzie się 16 i 17 maja.

Są na chwilę obecną techniki wykorzystujące fizykę kwantową (której nauka również będzie u mnie na kursie 16 i 17 maja) dzięki, którym pięknie możemy stworzyć sobie możliwości. Uwagę należy zwrócić jednak na to, iż techniki te przepuszczają wszystko, i to co jest i nie jest dla nas.
 
Zobrazuję to na przykładzie: choć kasy nie macie to chcecie ferrari, podoba wam się, jest ładne, czerwone, szybkie, wzbudza podziw, podnosi status i wiele innych rzeczy..... 
Bez wcześniejszego sprawdzenia zgodności pragnienia z wami realizujecie je (wolnej woli nikt wam przecież nie odebrał). Zbiegiem okoliczności ciotka ze stanów chcąc odegrać się na mężu za zdradę podarowała wam jednoroczne F40, lecz ku waszemu zdziwieniu giniecie w wypadku na drugiej przejażdżce. Gdybyście zastosowali mechanizm zabezpieczający i zweryfikowali marzenie wcześniej to zapewne dowiedzielibyście się, że na przykład lamborghini owszem tak, ale ferrari to "temat nie dla was".

Rozumiecie? Nasze bezpieczeństwo jest najważniejsze, więc warto sobie odpowiednio przygotować grunt zanim przystąpi się do działania. A zaś po mojej stronie, leży odpowiedzialność za właściwe przekazanie wiedzy. Jak to mówią: "djobeł tkwi w szczegółach" i "nie wszystko złoto co się świeci".

Aby uniknąć niepotrzebnych rozczarowań idąc drogą na skróty, zapraszam Was serdecznie na kurs, bo warto, a wolnych miejsc ubywa. Nauczycie się na nim jak bezpiecznie i skutecznie realizować siebie i swoje plany.. A podana wiedza będzie kompletna i podana z zachowaną kolejnością zrozumienia. 

Koszt kursu to tylko 310 zł
Termin 16 i 17 maja (sobota, niedziela)
Czas trwania: od 10 do 15 sobota i to samo w niedzielę
Prowadzenie: Dariusz Emanowicz

Menu:
zupa dyniowa - mej roboty,
chleb do zupy - robi mój mąż,
ciasto drożdżowe - robi mój mąż,
dżemik do ciasta - praca wspólna.

Dzwońcie do mnie 666 019 377

Dzięki Wielkie za przeczytanie





0
Share

Wyobraźcie sobie cytrynę. Jaka jest żółta, jaka jest jej skórka. Powąchajcie ja, poczujcie jej zapach. Teraz wyobraźcie sobie, że przekrawacie ją na pół. Powąchajcie przekrojone soczyste połówki. Weźcie teraz jedną z nich do ręki i lekko ją naciśnijcie, niech soki z cytryny wypłyną. A teraz wyobraźcie sobie, że wgryzacie się w nią.

I co? Macie usta pełne śliny? Czujecie cytrynowy smak? Tak właśnie reaguje nasze ciało. Wy tylko wyobraziliście sobie cytrynę, natomiast wasz mózg realnie dostał informacje: "będzie się wgryzał w cytrynę", a Wasze gruczoły zareagowały na to i stwierdziły: trzeba przepłukać usta i wyprodukowały ślinę. Nieźle co? 

To było tylko wyobrażenie. Tylko? Czy na pewno? Rozpatrzmy to zagadnienie szerzej.

W tym konkretnym doświadczeniu nic się nie stało, nie spowodowało ono żadnych konsekwencji. Jednak wywołanie choroby samemu za każdym razem gdy zaistnieje psychologiczna przyczyna? To już co innego.

Pamiętacie jak będąc dziećmi siedzieliśmy na ławce pod blokiem lub w jakimkolwiek innym miejscu i bawiliśmy się w opowiadanie strasznych historii? Pamiętacie jak historia odżywała na nowo kiedy trzeba było wieczorem wrócić do domu i przejść kolo piwnicy lub wsiąść do windy lub wejść do namiotu? Pamiętacie mokry pot na plecach i ucisk w gardle, pamiętacie przyspieszone tętno i oddech?
A przy jedzeniu pamiętacie jak obrzydzaliśmy sobie pokarmy? Pamiętacie jak nasza wyobraźnia biła rekordy absurdu tylko po to by przeciwnik wymiękł? Było nieźle jak rywal stracił apetyt, ale szczytem spełnienia było, gdy rzucił pawia. 

Teraz jesteśmy duzi i co? "Rzygać mi się chcę jak pomyślę o robocie", albo "krew mnie zalewa jak patrzę na pogodę", albo "łeb mi pęka jak pomyślę o ....."

Oczywiście, reakcja ciała jest mocniejsza, gdy nadamy wypowiedziom/życzeniom walor emocjonalny. Nie ma to jak nerwowe skurcze żołądka w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek i piątek, chyba że ktoś w weekend pracuje to jeszcze w sobotę i niedzielę. Nie ma to jak obudzić się rano popatrzeć w okno i klnąc pod nosem uprzykrzyć sobie i innym dzień. I oczywiście nie ma to jak serdeczny ból głowy. No coś pięknego po prostu.



Zauważcie, że nie wspominam tu o żadnym prawie wszechświata, ani o żadnej energii, podaje wam jedynie przykłady na to jak reaguje Nasz mózg i Nasze ciało na Waszą/Naszą wyobraźnię.

Sprawa znacznie komplikuje się gdy mamy potomstwo, bowiem większość z nas zamyka się w zaklętym kręgu zawężonych poglądów na temat tego, kim jesteśmy, oraz tego, co jesteśmy, a czego nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Przekazujemy następnie owe przekonania naszym dzieciom, które nie wiedzieć dlaczego powtarzają bez zastanowienia owe komunały, a następnie stawiają znak zapytania tak samo i w tym samym miejscu co ich rodzice.

Taki prywatny dom wariatów, ale fajny, bo przecież wszystko w rodzinie zostaje.

Na przykład: często sprawdzam znaczenie różnych powiedzeń i ich pochodzenie i ostatnio usłyszałam jak ktoś w telewizji mówił, że: "miał minę kota srającego na puszczy czy pustyni". Oczywiście słyszałam to powiedzenie nie raz, lecz dopiero w tym momencie dotarło ono do mnie i zapytałam głośno: CO?! Zaczęłam grzebać w internecie, ba wszyscy domownicy zaczęli szukać, rzucając się do urządzeń zaopatrzonych w internet i okazało się, że nie ma czegoś takie w ogóle. Są koty w worku, są koty chodzące własnymi drogami, są koty co jak kot płaczą, są koty spadające na cztery łapy, a kota srającego na puszczy czy na pustyni nie ma. Wszyscy powtarzają coś, co nie istnieje.

Jest wiele narzędzi, które pozwalają nam wyrwać się z pokoleniowych schematów i coraz lepiej funkcjonować. Jednym z tych narzędzi jest logika. Pikuś jeżeli tym schematem jest powiedzenie na temat kota srającego gdzieś tam, gorzej gdy będzie to powiedzenie, o tym, że na przykład: seks to samo zło lub wszyscy bogaci to złodzieje lub chłopaki nie płaczą lub kobiety to inny gatunek lub niezliczone ilości innych lubów.

Dlatego Zapraszam Was na inny kurs rozwoju oobistego, na którym między innymi takie właśnie zagadnienia będziemy poruszali. Odbędzie się on 16 i 17 maja u mnie we Wrząsowicach na ulicy Kwiatowej 102 (5 km od Krakowa).
Koszt to tylko 310/osobę.
Od 10 do 15 w sobotę i od 10 do 15 w niedzielę będziemy między innymi uczyli się samokontroli umysłu. Pomiędzy pierwszym, a drugim dniem zaczniecie uświadamiać sobie między innymi potęgę Swoich słów, potęgę wyobraźni, siłę nie chcianych nawyków i wiele wiele innych. Wejdziecie na drogę poszerzenia swojej świadomości i rozpoczniecie proces synchronizacji kwantowej. Otrzymacie praktyczną wiedzę, którą będziecie mogli wykorzystać tu i teraz, by uczynić życie takim jakiego pragniecie.

Kurs poprowadzi gość specjalny Dariusz Emanowicz. Osoba z ogromną wiedzą, od której wiele się nauczyłam i uczę wciąż.

Zapraszam Was serdecznie bo warto.

Dzwońcie i zapisujcie się. Obowiązuje kolejność zapisów, gdyż miejsce jest ograniczone metrażem domu. Przy stole (jak pożyczę krzesła od sąsiadki) to góra 15 osób siądzie. Ale jak już siądziecie to możecie liczyć na to, że na stole będzie przygotowana przez mnie zupka dyniowa oraz mojego męża roboty chleb do zupki i ciasto drożdżowe na deser. A do ciasta dżemik własnej jego roboty.


Dzięki Wielkie za przeczytanie
0
Share
Gdyby zrobić serial o takim tytule, to z pewnością mógłby zastąpić "Niewolnicę Isaurę", a już na pewno pobił "Szkołę", "To nie ja" itp.

Rodzice dali mi słój ogórków własnoręcznie kiszonych. I nic w tym dziwnego by nie było gdyby nie fakt, że słój miał około 5 litrów pojemności. Ogórki są pyszne i ponieważ swoje dawno zjedliśmy wszyscy ochoczo rzuciliśmy się na nie. Zrobiłam chyba ze cztery zupy ogórkowe pod rząd (nakarmiłam nawet znajomych po niedzielnych warsztatach, które prowadzili), no wszyscy z pełną radością doświadczaliśmy kwachotki. Słoik pękł w cztery dni. 

Na koniec zostało ćwierć słoika pysznej wody z pod ogórków, którą wypiłam duszkiem. Woda po niecałej godzinie wyszła ze mnie i tu zacytuję klasyka Quentina Tarantino "robiąc mi z dupy jesień średniowiecza". W pełni szczęścia, bo kichy czyściutkie, pochwaliłam się naszym osiągnięciem rodzicom, a oni (czego nie przewidziałam) ochoczo zaproponowali drugi słoiczek. 

I to jest właśnie ten moment, kiedy następuje niezręczna cisza.......,ale stwierdziłam, spoko jednemu daliśmy radę to i drugi nie straszny. Otworzę go po prostu później. 

Jednak na następny dzień, robiąc kanapki na drugie śniadanie córkom i mężowi (tak robię im prowiant na drogę) zorientowałam się, że: dam dam dam daaammm....jabłka się skończyły - powiedziałam głośno i nie mam pomidora (pomyślałam). Marcin na ową wiadomość jęknął: "nie będę miał witamin.....?", Jagoda z dezaprobatą pokręciła głową, a Martyna wymownie wzdychnęła. 

Z dziewczynami to fikcja literacka pasująca mi do tej sceny, lecz tekst Marcina to autentyk. Zatem cofamy taśmę i jesteśmy przy: "nie będę miał witamin...?". Na co pomyślałam sobie, dobrze, że nic chłop nie wie o pomidorze. 

No dobrze  - kombinuje dalej - mam ogórki, ale pięć litrów! Cholera jak je otworzę to będę musiała je szybko zjeść, a już wszyscy chwilowo mają powyżej uszu dań z kiszonych, poza tym kichy mam chwilowo czyste i kolejne porządki najwcześniej za miesiąc, ale z drugiej strony jak nie dam Marcinowi żadnego warzywka do kanapki to mi się jeszcze chłopina zapadnie w sobie, a potem nie daj Bóg zamknie w sobie, a nie po to przecież dorodnego okaza sobie wyszukałam by mi teraz zmizerniał. 
Co zrobić, no co zrobić, otworzyć, nie otworzyć, no takie emocje mną targały mówię Wam. 
W końcu podjęłam decyzję: Chłop ważniejszy, otwieram!

Cała ta telenowela trwała jakieś dwie minuty. Dialog wewnętrzny, który prowadzimy ze sobą, często urasta  właśnie do takich rozmiarów. Myśli, którym nadajemy znacznie mają ogromną moc, nawyki, których wyuczyliśmy się przez lata i zdarzenia sprzed lat trzymają nas potem w kajdanach - temat ten rozwinę za tydzień, a dzisiaj chciałam Was uspokoić.
 Szaleństwo zostało opanowane. Ogórki mają się dobrze. I nie, nie zrobiłam znowu czterech zup pod rząd. Nie, nie wypiłam wody z pod ogórków. Nie, nie rozdaję ich po ludziach. Natomiast konsumujemy je powoli i w miarę potrzeb i nic się nie psuje, choć mija drugi tydzień od otwarcia.

Dzięki Wielkie za przeczytanie

Kochani Zapraszam na Kurs:

Zapraszam Was na inny kurs rozwoju osobistego, który odbędzie się u mnie we Wrząsowicach na ul. Kwiatowej 102 (5 km od Krakowa) w dniach 16 i 17 maja (sobota i niedziela) od godziny 10 do 15 w oba dni.
Koszt za osobę to tylko 310 zł

Będzie to kurs dla początkujących jak i dla kursowych weteranów.

Inny, bowiem narzędzia i techniki jakie na nim poznacie dadzą Wam praktyczną wiedzę do wykorzystania od razu w życiu codziennym, aby stało się one pozbawione bólu i cierpienia, a w konsekwencji łatwe, poste i przyjemne. Nikt z nas przecież nie żyje za karę.

Kurs poprowadzi gość specjalny Dariusz Emanowicz. Osoba z ogromną wiedzą, od której ja się uczyłam i dalej uczę.

Dzwońcie i zapisujcie się. Obowiązuje kolejność zapisów, gdyż miejsce jest ograniczone metrażem domu. Przy stole (jak pożyczę krzesła od sąsiadki) to góra 15 osób siądzie. Ale jak już siądziecie to możecie liczyć, że na stole będzie przygotowana przez mnie zupka dyniowa oraz mojego męża roboty chleb do zupki i ciasto drożdżowe na deser. A do ciasta dżemik własnej jego roboty.


I JESZCZE TYLKO OSTRZEŻENIE:
W momencie podjęcia decyzji o uczestnictwie w kursie staniecie być może w obliczu jednej z najpoważniejszych przemian w Waszym życiu, bowiem każda transformacja pociąga za sobą zmianę sposobu widzenia siebie i świata.

Zapraszam Was serdecznie bo warto.
0
Share
Kolega musiał wyjechać i zostawił mi do opieki 8 szarańczy (w sumie to sama się zgłosiłam).

Jak przyjechałam z nimi do domu, mój mąż zagroził przeróżnymi sankcjami, które zrealizuje w momencie opuszczenia przez nie terrarium i wydostania się na działkę, a w zależności od ilości ewentualnych uciekinierów dobierze ciężar kary.

Taaak, nie ma to jak .....hm, nawet nie mam pojęcia jak to nazwać.

Powiem Wam, że fajowe zwierzątka z tych szarańczy. 

Po pierwsze, nie gryzą! To naprawdę ważne, gdyż nie lubię takich niespodzianek.

Gdy trzymałam do tej pory w rękach jakieś zwierzątko, które nagle postanowiło mnie chwycić ząbkami, to ja podskakiwałam jak oparzona, a ono lądowało na ziemi.

Całkiem nieświadomie zresztą, właśnie w ten sposób oduczyłam chomika gryźć. Bowiem trzy razy pod rząd wylądował w piaskownicy wypuszczony z moich jeszcze wtedy dziecięcych rąk. Miał farta, bo mając parę lat nie byłam wysoka, zatem lot trwał krótko.

Grunt, że jak go czwarty raz podniosłam (oczywiście nie miałam ochoty go już w ogóle dotykać) to wstrząsy najwidoczniej przemówiły do niego i już mnie nigdy więcej nie ugryzł.

 
Po drugie, szarańcze mają taką szuflę, którą zdrapują jedzenie. Na głowie zaś mają radary, którymi badają otoczenie.

Ich głowa wygląda jak hełm Iron Mena. Chodzi mi o tego czerwonego blaszaka, którego gra Robert Downey Jr, i który ma w klatce piersiowej taki święcący krążek. 

Się okazuje, ze świat zwierzęcy wielokrotnie służył jako wzór do wielu horrorów, science fiction, fantasy i najnowszych creepy opowieści.




Po trzecie, są dość ruchliwe, a co za tym idzie ciekawe. 

Miałam kiedyś na przechowaniu kameleona i jedyna ciekawa rzecz z nim związana jaką pamiętam, to wtedy kiedy jadł. 

Szarańcze cały czas coś robią. A to jedzą, a to łażą w te i wewte, a to skaczą, a to fruwają, a to kopulują. 

Co do kopulacji to samica ma przesrane. Samiec włazi na nią i siedzi cały czas, a ona tyra z nim na barach.  

Samica broni się jak może, ale samiec jest tak do niej skubany przyssany, że nawet jak się kobita do góry nogami obróci to on się trzyma i ani drgnie. 

Szczęście w tym, że samiec jest mniejszy od samiczki. Co niczego i tak nie zmienia, bo czy wyobrażacie sobie dźwiganie swojego nawet drobniejszego faceta, HA, HA HA bo ja nie. 

Spryciarz zmienia partnerki co najmniej dwa razy dziennie. Nie wiem po co w ogóle ma nogi jak cały czas rikszą jeździ.

Po czwarte, gdy zobaczyłam jak jedzą, to zrozumiałam o co chodzi z tymi plagami. Najpierw pomyślałam sobie, że są małe i że nawet nie gryzą jedzenia, to o co chodzi z tym armagedonem, który po sobie zostawiają.

Natomiast, kiedy wrzuciłam im garść trawy i jabłuszko - przyszło zrozumienie. Obserwacja szarańczy podczas jedzenia jest nawet ciekawsza od łapania koników polnych przez kameleona.

To naprawdę jest moment, kiedy po trawie zostaje wspomnienie. A dodatkowo mają liczebną przewagę.

Po piąte, przy okazji przekazania podopiecznych dowiedziałam się (bo w szkole nie uważałam), że wszystkie owady mają sześć nóg, a pajęczaki osiem, że szarańcze zrzucają swój pancerzyk i możesz następnego dnia odnieść człowieku wrażenie, że Ci się hodowla powiększyła.

Że biedronki należą do chrząszczy i mają aparat gębowy gryzący!, którym niejednokrotnie mnie ugryzły, i że miałam rację (a nikt mi nie wierzył), gdy mówiłam, że mnie skubana biedrona dziabnęła.

Po szóste, jak zdychają to kładą się po prostu na boku i przestają się ruszać. Nie mają systemu nerwowego więc przebiega ten proces ze spokojem i godnością.

W związku z tym, wyjęłam leżącą na boku samicę z terrarium (już wiem że mam 1 samca i siedem samic to znaczy sześć) i chciałam ją wyrzucić, ale przez to, że wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam co ona robi (czy zdechła, czy śpi, czy może składa jaja) natychmiast po zostawieniu jej na trawie zabrałam ją stamtąd i położyłam ją na palenku w wygaszonym kominku, który teoretycznie jest zamkniętym pomieszczeniem.

Jak wróciłam do domu to skubanej nie było więc spanikowałam, że kominem wyszła, i że wieś mnie na taczkach wywiezie za plagę, którą na nich sprowadziłam. Ale akcja poszukiwawcza została zakończona sukcesem i znalazłam truchełko, które po prostu spadło na palenisko, ino z tyłu.

Powiem Wam, że na maturze próbnej z polskiego dostałam pałę, chyba nawet jako jedyna. Na maturze regularnej tróję, a moje wypracowanie zajęło niecałą jedną stronę A4.

Jak by mi ktoś wtedy powiedział, że kiedyś napiszę na około 700 wyrazów opowiadanie o szarańczach, to bym mu ..., to ja bym mu...., to ja bym mu po prostu nie uwierzyła.

Dzięki Wielkie za przeczytanie.

0
Share

Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

I  to prawda.

W zeszłym tygodniu byliśmy na Turbaczu, a w tym na Mogielicy. Andrzej znalazł w internecie trasymogielica.pl .
Jest to projekt realizowany z funduszy europejskich, więc tym razem koszt wypożyczenia sprzętu wyniósł 0 zł! No bajka po prostu. Realizują projekt na lato i zimę. W zimie dostępne są narty biegowe, uwaga: mają również sprzęt dla inwalidów, a w lecie rowery górskie w tym również trójkołowe. No i najlepsze jest to, że wszystko za 0 zł, a w bonusie uśmiech.
Zresztą popatrzcie sami na ich stronę.
My wypożyczaliśmy narty w jednej z trzech wypożyczalni i była to piękna szkoła. A w niej przemili ludzie, którzy pomogli nam w otrzymaniu nart. 
Sam obiekt, gdzie zaczyna się trasa jest gigantyczny z kominkiem w środku i szklaną taflą okien z widokiem na tatry. Trasy liczą 20 kilometrów, my jednak skorzystaliśmy z trasy liczącej około 6 km w jedną stronę, położonej nieco wyżej, bowiem tylko tam został śnieg.
Na Turbaczu było mało ludzi, ale tym razem dopiero na górze spotkaliśmy dwie osoby!  Na całej trasie!







Dzisiaj aura również nam sprzyjała, różnica była taka, że śnieg był zmrożony, a co za tym idzie upadek bardziej bolesny. Ale dzisiaj zaliczyłam ziemię stanowczo mniej razy.

Tym razem trasa była spokojniejsza, a różnica wzniesień nie tak duża, więc było łatwiej.












 Potrzebna była tylko mała korekta sprzętu.










Myślę sobie, że nie tylko turysta będzie zachwycony taką propozycja odpoczynku, ale dla okolicznych mieszkańców, a zwłaszcza dzieciaków tak przygotowany pomysł jest rewelacyjny.

Na koniec chciałam Wam powiedzieć, iż auto było nam wdzięczne. Nawierzchnia, którą podążaliśmy w zeszłym tygodniu i w tym niczym nie różniła się od dróg europejskich. Idealna gładź, naprawdę lepiej niż w mieście.

Nie wiem czy, a jak tak to gdzie nas poniesie za tydzień, ale śledźcie bloga, a dzisiaj Wielkie Dzięki za przeczytanie.

0
Share
W zeszłym tygodniu kolega opowiedział mi, jak fantastycznie bawił się na nartach biegowych. Powiedziałam mu, że ja  też  tak  chcę i że jak będzie jechał znów, to ja jadę z nim. 
W poniedziałek dzwoni Andrzej i pyta czego chciałam. Ja mówię, że niczego bo nie dzwoniłam do niego. Okazało się, że telefon zadzwonił sam, zatem musiał to być kontakt mentalny tzw "ściągnięcie się myślami". Jak już byliśmy na linii to uzgodniliśmy, że wedle wszystkich pogodynek świata jutro jest odpowiedni dzień na wyjazd. Umówiliśmy się zatem na 8 rano.

Nie wiem jak Wy, ale ja wstaję dość wcześnie, bo około 6 rano. Czasami wcześniej gdy jest taka potrzeba. W dniu wyjazdu właśnie takowa zaistniała, więc o 5 z minutami błąkałam się po kuchni, śliniąc się odrobinkę z obłędem w oczach. Wstając tak wcześnie mam niejasne przeczucie, że gdzieś tam hen, na dnie mojej nieświadomości jest zawarta informacja o tym, że muszę uruchomić na raz cztery palniki na kuchence, postawić na nich garnki z czymś, ale jeszcze nie wiem z czym, włączyć czajnik i generalnie mam wiele wykonać na raz. 
Przytomność umysłu powróciła mi po czwartej szklane wody, a z nią kolejność wykonywanych działań. Okej najpierw zupa, potem drugie, śniadania na wynos i w domu dla wszystkich, opuścić lokal z córkami o 7.40 (Andrzej już czeka pod domem), zabrać latorośl sąsiadów, upchać wszystkich do auta Andrzeja nie swojego i po drodze odstawić całą trójkę na 8 do szkoły.

Gdy drzwi auta trzasnęły za ostatnim uczniem przywdzialiśmy ciemne okulary i niczym blues brother and sister pojechaliśmy ku słońcu. 
Dojechaliśmy na miejsce w przepięknych okolicznościach przyrody.


Za całe 25 złotych wypożyczyliśmy sprzęt i ruszyliśmy w górę. Nigdy nie jeździłam na biegówkach, ale ponieważ codziennie rano biegam około 6 km właśnie z kijami, to pomyślałam sobie, że podobny ruch wykonuję co narciarze biegowi. I nie pomyliłam się z jednym małym wyjątkiem. Mianowicie na owych nartach kompletnie brak mi równowagi. 
Po pierwsze jedziesz człowieku w szynach i trzeba umieć się z nich wyłuskać. 
Po drugie aby podziwiać widoki trzeba się zatrzymać bo inaczej leżysz bracie.
Po trzecie brak owym nartom ostrych krawędzi, więc jak chcesz jechać pługiem to proszę Cię uprzejmie, ale ostrzegam, że mięśni Kegla użyjesz kobieto aby zahamować, bo inaczej się nie da.
Po czwarte przez to że narty są nie ostre, wąskie i lekkie panowanie nad nimi graniczy z cudem.

To wszystko zaowocowało tym, że po entym wyglebieniu zaczęłam przemawiać do nart i opracowywać sposoby upadania. Z jedną ręką, z dwoma, bez rąk, na twarz, na plecy, na dupę.
Słuchajcie nie pamiętam, kiedy tak się śmiałam. 

Po czterech godzinach zdobyliśmy Turbacz. Widok jaki nas powitał był wart wszystkiego. Tatry w całej okazałości, niesamowite niebo bez ani jednej chmurki i mega słońce. Pięknie po prostu. Wisienką na torcie było pyszne piwo z sokiem i parzona kawusia dla Andrzejka.

 ZdjęcieZdjęcie
Zdjęcie

Droga powrotna zabrała nam dwie godziny niezliczonych przymusowych przystanków.
Po pierwsze wiecie jak to jest po piwie, wystarczy pójść pierwszy raz sikać....
Po drugie słońce roztopiło śnieg i panuj tu teraz człowieku nad "niepanowalnymi" i tak nartami

Efekt tego był taki, że przestałam przemawiać do nart, olałam techniki upadania i łapałam się każdej okazji aby przeżyć - krzaki też były dobre.
Swoją drogą zjeżdżając w dół zauważyłam zjawisko zakrzywienia czasoprzestrzeni (Einstein naprawdę miał rację), bo widzicie najpierw widziałam mijające mnie moje oczy, potem nadchodził dźwięk, a następnie widziałam mnie mijającą mnie.  












O 16.30 oddaliśmy narty i po godzinie byliśmy w domu. To była piękna przygoda i nie mogę doczekać się kolejnej. Niewątpliwą zaletą nart biegowych jest to, że buty są miękkie, a narty lekkie więc, można w każdej chwili je zdjąć i nie psując sobie komfortu wycieczki podróżować dalej. Co również wielokrotnie czyniłam.

Kiedy kładłam się wieczorem do łóżka czułam każdą część swojego ciała, ale dzisiaj obudziłam się rześka i jak zwykle zrobiłam swoją trasą. 

Dzięki Wielkie Andrzejku za wyprawę a Wam za przeczytanie

0
Share
Wczoraj o godzinie 15.30 poczułam znajome bóle mięśni świadczące o zbliżającej się grypie. Następnie zorientowałam się, że zimno, które mocno wezbrało na sile towarzyszyło mi przez cały. Zmierzyłam temperaturę i okazało się, że mam mordercze 37 stopni. Poinformowałam domowników, że umieram i zaległam na kanapie. Muszę tu wyjaśnić, iż moją normalną temperaturą jest 35,6, a nie jak u większości populacji 36,6. Tętno też mam bardzo niskie, czasami trudno uchwytne przez przyrządy do pomiaru owego służące. Taki inny ze mnie egzemplarz, więc 36 dla mnie to już jest rzeź, a przy 37 po prostu dzwońcie po pogotowie. Swoją drogą już widzę pogotowie pędzące na takie wezwanie. 
Objawy zostały przeze mnie rozpoznane i po kilku zabiegach, które wykonałam na sobie o 21.30 poszłam spać. Dzisiaj obudziłam się o 5 rano jak młody bóg. 

Tą na pozór absurdalną dygresją chciałam zacząć dzisiejszy wpis o naszym rozwoju.
Nie ma dróg na skróty. Tak jak edukacja nasza zaczyna się przedszkolem, a potem następuje cała reszta, tak w naszym rozwoju osobistym również obowiązuje pewna gradacja zwana potocznie procesem. 

I tak, aby pilotować samolot trzeba odbyć setki godzin nauki wedle właściwego programu, tudzież zanim zostanie się snycerzem trzeba odbyć naukę u mistrza i zdać egzaminy cechowskie zanim będzie można działać samodzielnie. 

Życie powoli przygotowuje nas na coraz większe wyzwania, ciągle sprawdzając jak damy sobie z nimi radę. I zanim pozwolą Ci samodzielnie dotknąć sterów samolotu, najpierw wielokrotnie polecisz jako drugi pilot, i również zanim podpiszesz swoją własną rzeźbę, będziesz najpierw pod szyldem kogoś tworzyć.

Tak wygląda proces i to jest ok, i jeżeli dzisiaj są techniki, które stwarzają nam możliwości szybszego rozwoju to zadziałają tylko wtedy, kiedy będziemy gotowi na ich przyjęcie.

Trzymając się wcześniejszych przykładów zdolny uczeń wykorzysta możliwość, którą da mu znaleziony "przez przypadek" w internecie przyspieszony kurs pilotażu, a przyszły artysta będzie uważny na przykład na  targi rzemiosła, na których może na przykład poznać swojego przyszłego mecenasa.  

Każde nasze działanie wywołuje konkretne efekty. W moim przypadku jest tak samo. Wczorajsze wieczorne doświadczenie było konsekwencją mojego konkretnego działania i nie mówię tu o "bieganiu z gołą dupą na mrozie" jak to mawia mój ojciec, chcąc powiedzieć przez to, że się źle człowiek ubrał do panujących warunków pogodowych. Ja również miałam możliwość doświadczyć choroby w standardowym cierpiętnym trybie, ale zdecydowałam się na coś innego.

Niczego nie damy rady przyspieszyć, ale możemy będąc gotowymi wykorzystać nadarzające się możliwości.

Dzięki Wielkie za przeczytanie.


0
Share
Nastał czas wszechobecnych cytatów:
„Walcz o swoje życie”, „walcz o swoje marzenia”, „musisz wierzyć”, „nie poddawaj się”, „otaczajmy się ludźmi, którzy ciągną nas w górę, a nie w dół”, „nie potrzebujesz akceptacji innych potrzebujesz własnej akceptacji”, „nie ważne co myślą inni ważne co Ty myślisz”, nie poddawaj się, a wkurzysz tym innych”,

Pełno tego jest wszędzie.



A ja powiadam Wam: róbcie co chcecie. Jesteśmy na tym świecie by doświadczać i kompletnie nie ważne jest, co to ma być.
Zatem jeżeli macie ochotę walczyć – walczcie, macie ochotę nieść pokój – nieście, możecie narzekać lub się cieszyć, płakać lub śmiać się, oceniać lub zaakceptować, być odpowiedzialnym lub zrzucić odpowiedzialność na kogoś, odwalać fuszerkę lub zrobić coś porządnie, możecie rozdrobnić się na kawałki dla innych lub być egoistą, możecie krzyczeć i możecie mówić łagodnie, możecie rozumieć wszystko lub nie zrozumieć nic, możecie wiedzieć wszystko i być głupimi jak but, możecie niszczyć i możecie tworzyć, możecie zabijać i możecie ratować, możecie widzieć i możecie być ślepcami, możecie powiedzieć pejoratywny i możecie powiedzieć negatywny lub popierdolony, możecie być oczarowani latem i możecie trzy miesiące wstawać z łóżka klnąc pod nosem na ową porę roku, możecie jechać autem i możecie chodzić pieszo, możecie żyć w związku i możecie żyć wolni, możecie bogacić się i możecie bankrutować, możecie jeść tłusto i możecie być weganami, możecie spędzać czas w towarzystwie i możecie zaszyć się w eremie, możecie chorować i możecie cieszyć zdrowiem, możecie żyć zgorzkniali i możecie wybaczyć, możecie żyć przeszłością i możecie tworzyć każdy dzień na nowo, możecie być hardzi i możecie być wdzięczni. Wybór zawsze należy do nas.

Wszystko jest po coś. Wszystko służy naszemu rozwojowi. Mamy wolną wolę i możemy żyć jak chcemy, „możemy walczyć o swoje życie”, choć walka z góry skazana jest na porażkę, ale może musimy ją ponieść, by dowiedzieć się, że nie ma sensu walczyć. „Musimy wierzyć” -  nic nie musimy, ale może ktoś musi, bo inaczej by się nie dowiedział, że wszystko może. „Nie poddawaj się” - może ktoś musi paść wyczerpany, by zrozumieć, że pokora jest właściwszą drogą.  „Otaczajmy się ludźmi, którzy ciągną nas w górę, a nie w dół” – może ktoś musi pociągnąć kogoś lub zostać pociągnięty, by zrozumieć, że tzw. „wiszenie” na innych jest nie fair, i nie ważne w którą stronę Ty ich ciągniesz lub oni ciągną Ciebie.

Rozumiecie? Każdy ma prawo żyć po swojemu i decydować o sobie. Upadać i wstawać, potykać się i iść prosto. W przeciwnym wypadku, nie rozwinął by się.

Dzięki Wielkie za przeczytanie.

PS. Jeżeli będziecie gotowi na nowe doznania, bez wahania dzwońcie do mnie, wzbogaciłam bowiem swoje techniki o synchronizację kwantową czyli o tak zwany dwupunkt.
0
Share
Najpierw był Adam Słodowy i „Zrób to sam”, potem był MacGyver, następnie jak ktoś ma kablówkę i dzieci to doskonale wie kto to jest Pan Robótka, a teraz jest „Pięć sposobów na…”. To taki program na yuotube, gdzie piątka facetów pokazuje jak w prosty, pomysłowy i tani sposób zrobić przekąski, drinki (jest również odcinek jak pozbyć się kaca), prezenty, ogrodowe akcesoria, i wiele wiele innych potrzebnych bardziej lub mniej gadżetów. Jeżeli nie oglądaliście tego to gorąco polecam. Mnie pokazały jakiś czas temu to moje córki i powiem Wam, że fajne.

Pokazały mi również odcinek, gdzie chłopcy przedstawiali pomysły na Walentynki. Pomyślałam sobie, że skoro stoi już na stole pudełko z Pocztą Walentynkową to i ja mogłabym coś przedsięwziąć by świętować ten dzień.

Ze wszystkich propozycji (zawsze jest ich pięć - stąd tytuł) wybrałam dwie (najprostsze), które postanowiłam zrealizować. Pierwszą z nich było spreparowanie na nowo jajka niespodzianki, a drugą zrobienie piszingerowego  tortu w kształcie serca.

W tym celu nabyłam trzy jajka niespodzianki, wafle w kształcie kwadratu oraz kółka, kostkę masła, kakao i zasiadłam do działania.

Na pierwszy ogień poszły jajka.
Należało je odpakować ze sreberek, rozkroić delikatnie nożem, wyjąć środek, uzupełnić własnym pomysłem i poskładać na nowo. Sprawa teoretycznie prosta a i w praktyce dość łatwe do wykonania. Trzeba jedynie uważać w paru miejscach, mianowicie: przy rozwijaniu sreberka, by go nie potargać, przy rozkrawaniu jajka, by go nie połamać, przy sklejaniu jajka, by go nie połamać oraz przy zawijaniu sreberka, by go nie potargać, bowiem zapas na szwie łączącym jest dla maszyn, a nie dla ludzkich paluchów.


Następnie przyszła kolej na piszingerowy tort.
W tym przypadku stopień trudności i w teorii i w praktyce jest taki sam. W sumie luzik. Trzeba tylko mieć stolnicę lub gigantyczną paterę by mieć go gdzie umieścić oraz dodatkowy pokój do ukrycia niespodzianki, bowiem torcik jest gigantycznych rozmiarów.




Niespodzianka się udała, wszyscy domownicy byli zaskoczeni i zadowoleni. Wszyscy wzięli w niej udział. Każdy na swój sposób. W pudełku z pocztą znalazło się wiele miłych słów dla nas od córek, a Marcin zrobił nam walentynkowe śniadanie. 
Dużo serduszek w sobotę gościło u nas i powiem Wam, że miłe to było.

Dzięki Wielkie za przeczytanie
0
Share

Na początku Dzięki Wielkie dla Wszystkich, którzy zagłosowali na mojego bloga. Oprócz oddania głosu w konkursie wsparliście również Fundacją Dzieci Niczyje. Dzięki Wielkie jeszcze raz.

Przeczytałam ostatnio o Empiku i jego metodach prowadzenia businessu. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi w skrócie powiem, że o kasę i władzę nie ważne jakimi metodami, a Ci którzy potrzebują wersji dłuższej, więcej znajdą pod tym linkiem: http://aspirujacypisarz.pl/2015/02/03/cala-prawda-o-empiku/

Chodzi o to, że takie sytuacje wyzysku i bezprawia zdarzają się wszędzie i w wielu miejscach. Pytanie są dwa: czy pamiętasz, że odpowiedzialność jest po stronie każdego z nas? oraz czy musisz brać w tym udział?

Po mojemu jeżeli podjąłeś pracę w takim miejscu i pamiętasz, że nie ma ani jednej osoby na świecie oprócz Ciebie odpowiedzialnej za Twoje życie, to masz dwa wyjścia:

1.      wykonujesz ją najlepiej jak potrafisz i cieszysz się nią
lub
2.      rezygnujesz z niej.

Nie ma kolejnego wyjścia. Jak  mówił Yoda w Gwiezdnych Wojnach: „nie ma czegoś takiego jak próbować, albo coś robisz albo nie” (czy coś w tym stylu).

Wobec tego jeżeli nadal "próbujesz" narzekając to:
    
·    sam tworzysz takie miejsce i dajesz możliwość aby ono nadal istniało oraz wpuszczasz w kanał kolejne osoby,

·         kreujesz w sobie i innych postawę męczennika, a nie wiem komu to pomaga i w czym?,

·         ustawiasz się w kolejce „nieudaczników”, którym „życie ciągle wieje w oczy”,

·         „skoro produkt istnieje na rynku to znaczy, że jest na niego popyt” tym przykładem z „cyklu życia produktu” chcę Ci uzmysłowić, że skoro są tacy pracownicy to odpowiedni pracodawca też się znajdzie ( ta zasada działa w obie strony tak samo),

·         lub po prostu (i mam naprawdę szczerą nadzieję, że tak jest bo to by znaczyło, że jesteś normalny i to tylko fetysz) jesteś masochistą i przyznaj się - „lubisz to zdzirze”.

To nie jest istotne co to za firma czy sytuacja. Tu zawsze chodzi o Ciebie i czy wiesz co sobą znaczysz. Praca to umowa. Wymieniasz swój czas na pieniądze. Jeżeli męczysz się w pracy i nie wykonujesz jej najlepiej jak potrafisz to niestety Ty jesteś przegranym. Pracodawca traci tylko trochę pieniędzy, a Ty połowę swojego życia i szacunek do siebie.


Dzięki Wielkie za przeczytanie
0
Share
Któregoś wieczoru, rozmawiamy z mężem o interesach życia. Czyli takim zakupie jak np. kredyt w frankach. Przytoczyłam mu moją rozmowę z koleżanką, która opowiadała mi o tym, że kiedy brała kredyt na zakup domu, eldorado na rynku nieruchomości spowodowało, że nabyła ów dom najdrożej jak mogła.

Tak więc rozmawiamy dalej na ten temat i mówię do Marcina, iż na naszym koncie również jest parę takich zakupów życia, a jednym z nich jest auto, bowiem nabyliśmy go również na „górce” (no bo kto bogatemu zabroni?).

Na co usłyszałam, że nie MY tylko TY, oraz wywód na temat kredytów i wysokości franków. Na co mówię, że co ma piernik do wiatraka i o czym on w ogóle bredzi. 

Temperatura zaczęła wrzeć! Wojna rozpętała się na całego!

Jagoda wyniosła się do swojego pokoju, Martyna trzasnęła drzwiami u siebie w pokoju by mieć ciszę, ptaki za oknem zamilkły, a cztery wsie dalej pomimo zamkniętych okien (bo zima) słuchały naszych oświeconych tekstów.

W efekcie jeden drugiemu zszedł z pola widzenia.

Gdy krew zeszła mi z oczu, zaczęłam się zastanawiać: co to w ogóle było??? Doszło do mnie, że przytoczona przeze mnie „górka”, każdemu z nas z czymś innym się skojarzyła. Ja miałam na myśli koniunkturę na rynku, a on musiał myśleć o kursie walut stąd te absurdalne pytania, które spowodowały u mnie spokojny, acz jednak atak szału.

Wracając myślą do armagedonu, który przed chwilą przeszedł przez nasz dom, przypomniałam sobie, iż Marcin zadawał pytania pomocnicze w stylu: - co masz na myśli mówiąc „górka”?, czy też: -  który to był rok? Ale widzicie po wstępie pod tytułem „…to nie my tylko TY...” ja już coś założyłam. Mianowicie, iż drwi i szydzi ze mnie cham jeden jawnie i jeszcze kretyna udaje, że nie wie, co to jest górka!

Hm… co on pomyślał nie wiem, ale mogę sobie wyobrazić, że założona z góry przeze mnie kwestia dotycząca nieszczęsnej „górki” mogła w niewielkim stopniu ale tylko troszeczkę, naprawdę ociupinkę przyczynić się do nieporozumienia pomiędzy nami.

Jak to mówią „diabeł tkwi w szczegółach”. Precyzyjność to coś co ostatnio mnie dotyczy. Na każdym kroku, okoliczności przyrody weryfikują moją postawę w tej kwestii. Życie jest łatwiejsze, gdy jest się precyzyjnym. Z niedomówień wiele nieporozumień wynika, bowiem druga strona wówczas bardzo często domyśla się czyli zakłada góry, co autor miał na myśli.

Dzięki Wielkie za przeczytanie

Ps. Zgłosiłam mojego bloga do konkursu na Blog Roku 2014. Jeżeli to o czym piszę, podoba się Wam, to proszę, zechciejcie na niego zagłosować.

Wystarczy wysłać SMS (lub parę) pod numer 7122 o treści K11466 za jedyne 1,23 zł brutto. Głosowanie trwa do 10 lutego czyli do przyszłego wtorku.


Glosując wspieracie Fundację Dzieci Niczyje.

Pozdrawiam Serdecznie i Wielkie Dzięki.
0
Share
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Zapraszam na nowego bloga!

Zapraszam na nowego bloga!

Obserwuj mnie

  • youtube
  • facebook
  • twitter
  • instagram

POLECAM

  • KURS NOWA GRUPA 9,10.01.2021
  • Relaksacja w Grocie Solnej w Krakowie
  • TERMINY WYJAZDÓW DO ŻELAZKA W 2021

Popularne posty

  • Szanuj swoje słowo
    Kolega z dziecięcych lat, na posta dotyczącego koła życia i śmierci, którego parę lat temu wstawiłam napisał mi komentarz, że to super tema...
  • Niespodzianka dla Was
  • Tydzień z naturą w Żelazku 5.08 - 12.08.2020
    Kochani, zapraszam na tygodniowy wyjazd do Żelazka już w Sierpniu 2020  Będziemy spacerować po lesie, medytować w przeróżnych miejsc...
  • Żelazko covidówka 06.2020 za nami :)
    I kolejne Żelazko za nami, cudowni i wspaniali uczestnicy, niepowtarzalni gospodarze oraz natura, która nas po prostu kocha, zresztą zobacz...
  • Żelazko 11.06 - 14.06.2020 - minęło...
    Parostatkiem w piękny rejs wyruszyła doskonała ekipa :-) Dzięki wielkie :-) Kochani kolejny wyjazd do Żelazka jest  ...
  • Pragnienie bez pragnienia
    Jak tu czegoś pragnąć, tylko w proces ufając? Bez kontroli ? Bez ciągłego sprawdzania, czy i jak się zrealizuje? Odpowiedź na to pytani...
  • Pozwól rzeczom płynąć
    Jest pora posiłku, siedzę przy stole i kolega pyta czy może się dosiąść, odpowiadam, że oczywiście. Pyta czy pozostałe krzesła są wolne, bo...
  • Zasada lustra
    Świat to lustro, tak mówią, no to zobaczmy. Wyobraź sobie, że wchodzisz do gabinetu luster. W każdym ze zwierciadeł zobaczysz swoje zwi...
  • Jak motyle...
    Obserwowałam ostatnio motyle. Lato jest, a ja je lubię. W tym celu nawet lawendę i butleję posadziłam, żeby więcej ich było, gdyż/albowiem/...
  • Lustro jeszcze raz....
    Temat lustra wraca (poczytasz też o tym TUTAJ ),  więc postanowiłam krótkim przykładem oraz wierszem własnym się posłużyć ;-) Wyobraź s...

Archiwum bloga

  • ▼  2020 (27)
    • ▼  sierpnia (2)
      • Szanuj swoje słowo
      • Jak motyle...
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2019 (35)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2018 (45)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2017 (51)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (53)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2015 (56)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2014 (48)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (7)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (1)
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecany post

Szanuj swoje słowo

Kolega z dziecięcych lat, na posta dotyczącego koła życia i śmierci, którego parę lat temu wstawiłam napisał mi komentarz, że to super tema...

O mnie

Jeżeli czujesz się:
Zestresowany? Zmęczony? Nieszczęśliwy? Znudzony swoim życiem? Doświadczasz chorób? Czy bywasz niezadowolony z relacji z bliskimi?

Jeśli tak, to Zapraszam:
Do czytania i komentowania artykułów, do kontaktu (tel. 666 019 377), oglądania mojego kanału na YouTube 

Na indywidualne spotkania rozwojowe,
Na kursy rozwoju osobistego,
Na kursy wyjazdowe tygodniowe na Podlasie,
Na kursy weekendowe z naturą do miejsca z duszą czyli Żelazka koło Ogrodzieńca,
Na relaksację do Groty Solnej Halit, start zawsze we wtorki o 20.00

Pomogę Ci osiągnąć:
Szczęście – odnajdziesz przyczynę wszystkich trudnych sytuacji, które Cię spotykają oraz znajdziesz drogę do ich rozwiązania,
Zdrowie – zrozumiesz z jakiego powodu każda choroba zaczyna się najpierw w głowie,
Bogactwo – znajdziesz genezę problemów finansowych przyciągniesz obfitości.

@szczesciezdrowieibogactwo

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © 2019 SZCZĘŚCIE ZDROWIE I BOGACTWO

Created with by Beauty Templates | Distributed by Gooyaabi Templates